Dziób

Mówić językiem teatru jak swoim własnym

Rozmowa z Maliną Prześlugą autorką „Dziób w dziób”

Rozmawia Karolina Obszyńska

Karolina Obszyńska: Skąd czerpie pani pomysły na tak barwne, oryginalne teksty? Jak zrodziła się w pani głowie historia gołębi i wróbla?

Malina Prześluga: Z prostej obserwacji. Okna mojej poprzedniej pracy wychodziły na tył piekarni. Rządziła tam niepodzielnie banda kilku gołębi, z czasem zaczęłam je od siebie odróżniać i odkryłam, że różnią się nieco charakterami. Tolerowały swoją obecność, za to dość brutalnie odpędzały mniejsze od siebie wróble, te jednak były sprytniejsze i szybsze, dlatego właśnie im udawało się łapać co lepsze okruchy. Pomyślałam, że mniejszy i słabszy nie zawsze musi być przegranym, choć wciąż ma w życiu pod górkę. I tak narodzili się Przemek, Zbigniew, Mariola, Heniek i Stefan.

Pomysły na moje historie zawsze gdzieś na mnie czyhają. Nie wymyślam ich, raczej przychodzą same. Wystarczy, że jestem uważna, skupiam się na świecie, patrzę na niego z potrzebą zrozumienia.

Czy te zwierzęce postacie mają jakieś archetypy w świecie ludzi?

Jasne. Wszystkie moje postacie są w pewnym sensie ludzkie. Znam przecież tylko ludzką perspektywę. W przypadku „Dzioba” to szczególne, bo od samego początku wiedziałam, że będę pisać ten tekst dwupłaszczyznowo. Zwierzęta i ich opowieść swoją drogą, a przy okazji prawda o ludziach, o konkretnych mechanizmach rządzących grupą, trochę psychologii tłumu, o wykluczonych i wykluczających, o przemocy. Ta warstwa jest odczytywana raczej przez dorosłych, można znaleźć także świadomie użyte nawiązania polityczne. Ale niczego przez to dzieciom nie odbieram, bo poziom „zwierzęcy” to pełna i broniąca się historia. Ta sztuka była swoistym eksperymentem na materii dramatu — jednym językiem opowiedzieć dwie równoległe historie. Myślę, że to się udało.

„Ja niczego nie zakładam przed pisaniem. Więcej – zwykle nie wiem, co napiszę dwie strony później. Po prostu piszę – historia mnie niesie i sama się opowiada.”

dziób

„Dziób w dziób” jest mądrą i bardzo wzruszającą historią – do tego niezwykle zabawną. Czy to założony plan każdego tekstu, czy historia i język zmieniają się i tworzą w trakcie pisania?

Ja niczego nie zakładam przed pisaniem. Więcej – zwykle nie wiem, co napiszę dwie strony później. Po prostu piszę – historia mnie niesie i sama się opowiada. Różnie z tym bywa, powstają opowieści proste, bywają złożone, bardziej refleksyjne lub nieco głupkowate. „Dziób w dziób” napisał się właśnie tak – trochę na wesoło, trochę wzruszająco. Wiele wynika z bohaterów. Samotny, obarczony trudną przeszłością wróbel chwyta za serce, a durnowaty gołąb Heniek rozładowuje każdą burzę. A język? Z jednej strony stwarza postaci, z drugiej to one powołują go do życia. I jest im przypisany w sposób naturalny, one po prostu gadają po swojemu, nie poszukuję go świadomie, jest zapisany w bohaterach, w klimacie opowieści.

To spektakl z edukacyjną pointą – uważa pani, że rolą tekstu dla młodszej widowni jest, poza dostarczaniem rozrywki, której tu niewątpliwie nie brakuje, także edukowanie?

Rany Julek! Widzi tam pani edukacyjną pointę? To bardzo niedobrze. Według mnie edukacyjne pointy i morały są wtedy, gdy na koniec wyjaśnia się dzieciom wprost sens sztuki, jakby same nie potrafiły go odnaleźć, takie „gdyby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała”. Ja wierzę w dzieci i nie tłumaczę im niczego wprost. A rolę teatru – niezależnie, czy tego dla dzieci, czy dla dorosłych widzów – postrzegam dwutorowo. Dobry teatr musi trafiać do serca i do intelektu. Powinien budzić i emocje, i refleksję. Czyli musi być i piękny, i mądry, oczywiście nie w sposób oczywisty (brzydota też jest piękna). Zależy mi, by teatr zmieniał coś w nas na lepsze. Co – to już indywidualna sprawa każdego, czy dużego, czy małego.

Jak wizja pani tekstu zrealizowała się na scenie? Czy wyobrażała sobie pani swoją historię w ten sposób?

Spektakl Teatru Animacji to trzecia realizacja tej sztuki. Prapremiera miała miejsce w Baju Pomorskim w Toruniu (reż. Zbigniew Lisowski) i cała akcja rozgrywała się w żywym planie. A w „Dziobie” w reżyserii Maciejewskiego grają
przede wszystkim muppety. To pokazuje, jak różnorodne mogą być inscenizacje jednego tekstu i jak zmienia się interpretacja w zależności od tego, czy mówi do nas człowiek, czy lalka. Sztuka w Poznaniu kierowana jest do młodszych dzieci niż ta toruńska i wiedziałam o tym od początku – po prostu lalki uwypuklają tę zwierzęcą stronę opowieści. Obie inscenizacje ogląda mi się bardzo dobrze, choć zupełnie inaczej. W przypadku naszej – poznańskiej – miałam pewien wgląd w przebieg pracy, zwłaszcza na początku, gdy reżyser i aktorzy pracowali głównie na tekście. Nie obyło się bez skrótów, a w zamian dopisałam kilka piosenek. Teatr to fantastyczna materia – nie ma niczego stałego, wszystko tworzy się na naszych oczach – tak też było z tą realizacją.

dziób

Jak zazwyczaj wygląda droga od tekstu do realizacji? Czy pisząc, stara się pani tworzyć taki tekst, który będzie można sprawnie przełożyć na język teatru?

Piszę dla teatru od prawie ośmiu lat i teraz wiem już o nim na tyle dużo, że pisząc, nie muszę się na tym koncentrować. Wrosłam w myślenie sceniczne na dobre i wiele rzeczy wydarza się dzięki temu w tekście w sposób naturalny. Skupiam się na rzeczywistości, którą stwarzam — ma być kompletna, bohaterowie pełnokrwiści i wiarygodni, a sensy zgodne z przekonaniami — podstawowym warunkiem mojego pisania jest uczciwość wobec siebie. Być może dzięki temu moje teksty się w teatrze bronią, choć łatwo z nimi nie jest – lubię nietypowych bohaterów, trudnych i aktorsko, i scenograficznie. Myślę, że nie przekładam niczego na język teatru, ja się tym językiem posługuję, i to nie jak wyuczonym językiem obcym – już po prostu jestem taka dwujęzyczna.

Czy któryś z pani tekstów ma dla pani szczególne znaczenie? Zżywa się pani z bohaterami, historiami?

Z nami autorami jest tak, że najbardziej lubimy teksty ostatnio napisane. I w sumie to chyba dobrze świadczy o naszym rozwoju twórczym, prawda? Nie mogę powiedzieć, że zżywam się z własnymi bohaterami, ale czasami do mnie wracają, na zasadzie skojarzeń lub wspomnień, trochę jak z realnego życia. „Dziób w dziób” to jeden z ważniejszych dla mnie utworów, uważam po prostu, że lepiej nie potrafiłabym go napisać. Podobnie czuję na przykład w przypadku sztuki dla dorosłych „Garnitur prezydenta”. Najwięcej znaczą dla mnie teksty, które, pomimo
mojej dość intuicyjnej metody, są w pełni świadome, nie ma w nich ani jednego zbędnego słowa i wszystko składa się w całość, która dla mnie ma znamiona pełni. Ale zobaczymy, co będzie dalej. Mam nadzieję, że te jeszcze nienapisane rzeczy pokocham nawet bardziej, że nie będę wracać z rozrzewnieniem do dawnych twórczych czasów!