MYSZKA SPADOCHRONIARKA LĄDUJE W LUBLINIE

Artykuł ukazał się w 2. numerze FIKI.

Tekst: Agata Hołubowska
Foto: Urszula Domańska

Kochane dzieci,

Kto z Was czytał poprzedni numer FIKI, ten pewnie wie, że ja, Myszka Spadochroniarka, bardzo lubię podróżować. Latam samolotami pod błękitnym niebem, a gdy tylko jakieś miasto z tej wysokości mi się spodoba, to wyskakuję, odpinam swój spadochron i ziuuuuu… ląduję bezpiecznie na twardym gruncie. Choć mieszkam w Warszawie, w przytulnej norce u pewnej pani, która stworzyła FIKĘ, to lubię czasem wybrać się gdzieś dalej. Tym razem wylądowałam w samym centrum Lublina! Wiecie, gdzie leży Lublin? Na wschodzie Polski. Jest dużym miastem, które ma bogatą historię. Kiedyś Lublin wyglądał zupełnie inaczej… Dużo było budowli drewnianych i ceglanych, po których niewiele zostało, gdyż miasto często nawiedzały pożary. Przebiegał tędy szlak handlowy ze wschodu nad Morze Bałtyckie, dzięki któremu gród czerpał zyski. W Lublinie bywali królowie, książęta, poeci, artyści i wiele innych znanych osób. Obok siebie żyli tutaj ludzie wyznający różne religie, a w okolicy zamku rozciągała się dzielnica żydowska, po której obecnie prawie nie ma śladu. Co się zachowało?

Jak wejdziecie na główną ulicę Starego Miasta – Krakowskie Przedmieście, po którym możecie chodzić bez obawy, że przejedzie Was samochód, to zapewne natkniecie się na pomnik kozła. Nie bójcie się! Możecie go nawet pociągnąć za ogon, a on Wam nic nie zrobi. Dlaczego tu stoi? Bo kozioł jest symbolem Lublina – zobaczycie go w herbie miasta, które czasem zwie się Kozim Grodem. Legenda głosi, że dzięki pewnej kozie, która wykarmiła grupkę dzieci, jakie ocaliły się po najeździe tatarskim, miasto w ogóle przetrwało. A że w herbie zamiast kozy jest kozioł – to już zupełnie inna historia.

Krakowskim Przedmieściem dojdziecie do Bramy Krakowskiej. To jest bardzo stary zabytek, bo wybudowany w XIV wieku. Dawniej była jedną z dwóch bram, przez które można było wjechać do Lublina otoczonego grubymi murami obronnymi. Pod jej sklepieniem swe kramy wystawiali szewcy, piekarze i ślusarze. Teraz mieści się tu Muzeum Miasta Lublina, a ze szczytu wieży można podziwiać panoramę miasta. Jeśli będziecie w Lublinie, to koniecznie zaprowadźcie na nią rodziców. Szkoda przegapić tak piękne widoki!

Przez Bramę wchodzimy w zupełnie inny świat – to Rynek z wieloma kolorowymi kamieniczkami. Zaraz za Bramą, po lewej stronie, jest najwęższa uliczka w całym Lublinie. Nikt nie wie, czemu zawdzięcza tak szlachetną nazwę Szambelańska… Dawniej na Rynku koncentrowało się życie całego miasta. Na środku wznosi się potężny Ratusz, zwany Trybunałem Koronnym, ponieważ tutaj zjeżdżali możni na sesje trybunalskie. Wiele kamienic ma bogatą historię i interesujące nazwy, gdyż mieszkały w nich ciekawe osobistości. Na kilku z nich znajdziecie tablice pamiątkowe, z których będziecie mogli się nieco dowiedzieć. Niektórym budynkom warto się dobrze przyjrzeć – nie trzeba umieć czytać, by wiedzieć, kto w nich mieszkał – dawni właściciele mają na nich namalowane portrety.

Idąc przez Rynek ulicą Grodzką, dotrzecie najpierw do Bramy Grodzkiej (zwanej także Żydowską), drugiej, którą ongiś wjeżdżało się do miasta, a zaraz potem do Zamku Królewskiego. Przypomina swym wyglądem zamek z bajki, prawda? Oj, burzliwe dzieje ma za sobą. Nie dość, że był wielokrotnie przebudowywany, że w środku mieszczą się budowle z różnych okresów historycznych, to jeszcze spełniał liczne funkcje. Był nawet więzieniem. Na Zamku warto zwiedzić kaplicę św. Trójcy, gdzie znajdziecie bardzo stare (aż z XV wieku!) malowidła na ścianach, i muzeum. Chłopcom pewnie spodoba się stara broń, a dziewczynkom porcelanowe lalki. A może się mylę? Jednak obowiązkowo trzeba obejrzeć stół z odciśniętą czarcią łapą! Wiecie, kto to jest czart? Diabeł. A historia stołu jest taka: otóż pewnego razu sąd Trybunału Koronnego niesłusznie oskarżył biedną wdowę. Wszyscy wiedzieli, że jest niewinna. Oburzona kobieta wykrzyczała w stronę sędziów, że diabli uczciwiej by ją potraktowali. O północy przed sąd zajechała kareta, a z niej wysiadło trzech dostojnych panów, którym spod peruk wystawały rogi. Zasiedli przy stole sędziowskim, spisali nowy dokument, który podpisali odciskami swoich łap. Jeden z nich przycisnął tak mocno, że aż wypalił w stole dziurę. To właśnie ten stół znajduje się teraz na Zamku.

Przy Placu Zamkowym, poniżej wzgórza, stoi wiele kamienic. Jednak dużo tu wolnej przestrzeni. To właśnie tutaj kiedyś istniała gęsto zabudowana dzielnica zamieszkana przez Żydów. Jeśli dobrze poszukacie, znajdziecie kilka tablic pamiątkowych, z których możecie się dowiedzieć, jakie budynki tu stały, jak choćby Wielka Synagoga. Dziwicie się, czym jest synagoga? To dom modlitwy, taki jakby „kościół”, dla Żydów.

Jeśli podczas spaceru po Lublinie usłyszycie te oto słowa: “Mieszczki i mieszczanie królewskiego, stołecznego grodu Lublin i wy, droga gawiedzi, zatrzymajcie się i posłuchajcie!”– to znaczy, że mieliście szczęście spotkać klikona, czyli krzykacza miejskiego. Klikon to zawód średniowieczny. Dawniej, gdy nie było radia i telewizji, taki krzykacz opowiadał, co się w mieście dzieje. Zawód przestał być potrzebny, a klikon w Lublinie jest jedynym w całej Polsce! Tylko nie podchodźcie za blisko! Nikt tak głośno nie krzyczy, jak pan Stefan Grzyb, pełniący tę rolę od wielu już lat.

Uff, zmęczyłam się tym spacerem. Dla moich małych łapek przejść te kilka kilometrów to naprawdę duży wyczyn. A do tego zawsze muszę dźwigać na grzbiecie spadochron! Odpocznę sobie w jednej z miłych restauracji, których nie brak przy Starym Mieście. Może jeszcze się tu spotkamy?

Zachęcam Was do odwiedzenia Lublina,

Wasza nieustraszona Myszka Spadochroniarka

Do zobaczenia na kolejnej wyprawie.