PRAWO W RYTMIE ROCK’N’ROLLA

Artykuł ukazał się w 3. numerze FIKI

Tekst: Michał A. Zieliński
Foto: Fotoreakcja
Opracowanie plastyczne: Katarzyna Kucharska

Mówią, że przysłowia są mądrością narodów. Chyba każdy z nas zna słynne „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”. Tak, tak, Drodzy Rodzice, jak wychowacie dzieci, tacy będą z nich dorośli. Zbliżają się wakacje, okres zagranicznych wojaży i pierwszego kontaktu z egzotyką, który niesie ze sobą bardzo wiele pokus. Wyobraźmy sobie piękną plażę jednego z np. egipskich kurortów. Nasze wspaniałe pociechy bawią się radośnie w piasku i nagle do naszych odpoczywających uszu dociera słodki głosik: „Mamusiu, tatusiu! Zobaczcie, jakie śliczne malutkie żółwiki ma ten pan. Proszę, proszę, weźmy żółwika do domu! No proszę, on jest przecież taki malutki i nie będzie sprawiał problemów”. Miejscowy i uśmiechnięty od ucha do ucha handlarz, obwieszony torebkami, koralikami z kawałkami rafy koralowej oraz wypchanymi i żywymi zwierzątkami, radośnie wręcza nam owego żółwika i łamaną polszczyzną rzecze: „Pan weźmie, tylko fajf dolars, Polska okej, nie ma problema! Pana zona bjutiful”. Ech… podbudowani i dopieszczeni „polskością” tubylca i komplementami kupujemy żółwika, kupujemy kawałek rafy koralowej na pamiątkę i dla fasonu bierzemy jeszcze torebkę z krokodyla dla teściowej jako uroczą pamiątkę z kraju nad Nilem. No i właśnie tu zaczyna się cały problem, który może zaprowadzić nas (po wylądowaniu w rodzimym kraju) nawet przed oblicze prokuratora i sądu, a w najlepszym razie zakończyć się konfiskatą pamiątkowych okazów i wysoką grzywną.

Zacznijmy od zwykłej rafy koralowej. Ta najbardziej popularna pamiątka z plaży jest powodem wielu nieprzyjemnych sytuacji dla turystów powracających z egzotycznych podróży. Kto przywozi rafę koralową?

Starsi i młodzi, kobiety i mężczyźni, ani wiek, ani płeć nie jest tu żadną regułą.

Mniej lub bardziej świadomi ludzie, chcący zachować pamiątkę z wycieczki, pomimo corocznych akcji w telewizji i w radiu, przypominających o zakazie przywozu zwierząt i roślin zagrożonych wyginięciem, ryzykuje i próbuje przemycić rafę koralową do kraju.

Wielu z tych, którzy byli na takich wycieczkach, zauważyło, iż fragmenty rafy koralowej są porozrzucane na piaszczystych plażach i zadaje sobie pytanie, dlaczego nie można ich swobodnie przywieźć do domu. W przypadku rafy koralowej prawo jest bardzo restrykcyjnie, gdyż tylko fragmenty szkieletów do 3 centymetrów nie wymagają zezwoleń CITES na przywóz. Poza tym fakt czy zostały one pozyskane z morza, czy zebrane na plaży, nie ma tu znaczenia. Wiąże się to z rolą, jaką spełnia rafa koralowa w gospodarce krajów, w których ona występuje. Rafa koralowa stanowi bardzo poważne źródło przynoszące miliardy dolarów w budżetach państw. Dlatego też jest taki surowy i jednoznaczny zakaz zarówno jej wywozu, jak i przywozu. Poza czynnikiem ekonomicznym rafa koralowa to przede wszystkim jedna z najbogatszych i najbardziej różnorodnych biocenoz morza. W skład fauny rafy koralowej wchodzą osiadłe zwierzęta o wapiennych szkieletach, tworzących zrąb rafy, oraz liczni przedstawiciele wszystkich typów królestwa zwierząt. Głównymi budowniczymi rafy są korale madreporowe o masywnych, wapiennych szkieletach. Do mieszkańców rafy, korzystających z jej urozmaiconych siedlisk, należą osiadłe bezkręgowce: miękkie korkowce, piórówki, mięsiste ukwiały, wieloszczety, osłonice, małże z typowymi dla raf olbrzymimi przydaczniami o masie do kilkuset kilogramów oraz wiele barwnych zwierząt wolno żyjących: wieloszczetów, skorupiaków, ślimaków, głowonogów, ryb, żółwi morskich i jadowitych węży morskich. To wszystko czyni rafę koralową prawdziwym cudem świata.

Przejdźmy teraz do naszego żółwika i torebki z krokodyla. Okazy w rozumieniu Konwencji Waszyngtońskiej (CITES) to osobniki żywe, martwe i produkty pochodne, np.: trofea, skóry, wyroby skórzane, koralowce/muszle i ich fragmenty (biżuteria, pamiątki), żywność, leki, wyroby z kości słoniowej, rogu nosorożca, drewna. Jedynym kluczem jest obecność w produkcie gatunku objętego przedmiotowymi przepisami. Na ich przywóz wymagane jest zgłoszenie celne i okazanie ważnego zezwolenia CITES, a takiego dokumentu chyba nie otrzymamy od plażowego handlarza. Można zadać pytanie, czy ograniczanie międzynarodowego handlu martwymi okazami faktycznie przyczynia się do ochrony gatunków. Przecież utrudnianie życia człowiekowi, który chce przewieźć torebkę z węża czy krokodyla, nie pomoże temu zwierzęciu. To prawda, że zwierzę nie odzyska już życia, ale skrupulatne respektowanie postanowień Konwencji skutkuje tym, że okazy z nielegalnego źródła nie mogą być przewożone, a kontrola handlu gatunkami zagrożonymi wyginięciem sprawia, że ich przedstawiciele są mniej chętnie pozyskiwani ze środowiska. Kary za nielegalny handel okazami wymienionymi w CITES zmniejszają popyt, a co za tym idzie podaż, czyli realne pozyskiwanie osobników ze środowiska. Niestety, pomimo przeprowadzanej na szeroką skalę przedwakacyjnej akcji uświadomienia turystów o nieprzywożeniu z egzotycznych wojaży zakazanych pamiątek, corocznie odnotowujemy kilkadziesiąt takich przypadków. O ile jeszcze przed kilkoma laty można było zrozumieć tłumaczenie się brakiem informacji na temat Konwencji Waszyngtońskiej CITES, tak w obecnym czasie trudno je przyjąć do wiadomości. Na naszych lotniskach przy stanowiskach informacji celnej rozłożone są ulotki WWF ostrzegające turystów przed przywożeniem zakazanych pamiątek. Funkcję edukacyjną pełni również gablota, znajdująca się w hali odlotów Portu Lotniczego, w której są umieszczone okazy objęte CITES i skonfiskowane przez funkcjonariuszy Izby Celnej w Warszawie. W gablocie są wystawione między innymi szkielety koralowców.

Pomimo tych działań, jak praktyka pokazuje, ciągle mamy do czynienia z „nieświadomym” przywozem szkieletów koralowców przez turystów.

Tak więc uczmy i uświadamiajmy nasze pociechy od małego. Wystarczy, że przed wylotem zrobimy im na lotnisku wycieczkę poglądową, by obejrzały gabloty z zakazanymi pamiątkami i ulotki, dodamy jeszcze do tego parę słów od siebie, a unikniemy niezręcznych sytuacji przytoczonych na początku. Zaś szczerzącego się w uśmiechu do nas tubylca, oferującego chronione okazy, możemy z równie szerokim uśmiechem nauczyć nowych słów po polsku − powszechnie zwanych imperatywami;), ale lepiej, żeby dzieci tego akurat nie słyszały;).

Pozdrawiam wszystkich i życzę udanych wakacji!!!

Michał A. Zieliński prawnik i fan Elvisa