Salvador Do Małego Czytelnika

Artykuł ukazał sie w 6. numerze FIKI.

Paleta Podróżnika

Tekst, zdjęcia oraz ilustracje: Katarzyna Saniewska

Podróż? Najlepiej w egzotyczne krainy… Ale właściwie co oznacza słowo: egzotyczne? Zawiera w sobie mieszankę niezwykłości i obcości. Tu ponownie rodzi się pytanie, co dla kogo jest obcym i niezwykłym?

Czy na przykład dla patriotycznie ubarwionego (we flagową biel i czerwień) bociana egzotyczną jest śnieżna polska zima, czy raczej gorący ląd, na który podróżuje co roku?

A gdyby tak wyobrazić sobie, że jest się maleńkim ziarenkiem trawy połkniętym na mazurskiej łące i przetransportowanym do egzotycznego kraju? Ziarenkiem, które odbywa nie tylko podróż powietrzną, ale także “wewnętrzną” przez całe ptasie wnętrze od dzioba aż do ogona, by wydostać się w formie przetworzonej… To też jest rodzaj podróży. Co więcej, to podróż nie tylko z miejsca na miejsce, ale przede wszystkim ze stanu w stan, bo z materii w energię i hmm… w materię.

Tutaj jednak, wbrew pozorom, wcale nie wyświetla się napis: Koniec trasy.

Wszystko zależy od skali, jaką przyjmiemy. Wędrówka bowiem odbywać się może w skali makro i mikro. Co zaskakujące, my sami (niezależnie od tego, czy mamy postać ludzką, czy zwierzęcą) możemy być zarówno podróżnikami, jak i pasażerami, a także terytoriami podróży.

Nasze organizmy zasiedlone są przez całe kultury mikroorganizmów (bardziej i mniej przyjaznych: na przykład bakterie mogą powodować groźne choroby albo pomagać trawić pokarm). Maleństwa te, żyjąc w nas, przemieszczają się i zostawiają ślad we wszystkich naszych, mniej lub bardziej przyjemnych, materialnych śladach (chociażby kichając czy kaszląc, gdy mamy grypę, rozpylamy wokół siebie całą wirusową chmurę).

Gdyby wspomniany wcześniej bocian zawitał w swej podróży na przykład do Indii, a zawartość brzuszka, wraz z zalegającym tam ziarenkiem, zostawił w jakimś zacisznym miejscu, istniałaby szansa, że z tego ziarenka wykiełkuje źdźbło trawy. Ta zaś zostanie zabrana w egzotyczną podróż po czterech żołądkach świętej krowy, spacerującej z filozoficznym spokojem ulicami New Delhi czy Mumbaju.

Święte krowy w Indiach to wehikuły transportujące między innymi ładunek szczęścia. Ponoć głaskanie świętej krowy przynosi szczęście, jednak z obszaru do głaskania wyłączyć należy pysk… Podobno któraś święta krowa napyskowała niegdyś okrutnie jednemu z indyjskich bóstw, ale to już wątek na całkiem inną podróż skojarzeniową.

Co zaś tyczy się podróży bardziej malarskich, spróbujcie sobie wyobrazić, jak złożoną drogę odbywa jedna z substancji używanych do produkcji farb, a konkretnie koloru nazywanego “żółcienią indyjską”. Krowy karmione owocami mango są żywymi fabrykami produkującymi jeden z ważniejszych komponentów tego odcienia.

Biorąc zatem w dłoń tubkę z żółcienią indyjską mogę tylko zastanawiać się, jak niezwykłą, tak w mikro-, jak i w makroskali, podróż odbyły wszystkie zawarte w niej składniki, by znaleźć się na mojej palecie.