Teatr to inny świat

Wywiad ukazał się w 5. numerze FIKI.

Pyta: Lucyna Oporska

Ewa Piotrowska – reżyser, absolwentka Akademii Teatralnej w Warszawie, Wydziału Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku. Dyrektor Naczelny i Artystyczny Teatru “Baj” w Warszawie, wcześniej dyrektor artystyczny Teatru “Maska” w Rzeszowie. Laureatka programu “Młoda Polska” i Ogólnopolskiego Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Europejskiej (dwukrotnie), zdobywczyni “Lauru Dembowskiego”, nagrody przyznawanej przez ZASP (2009), uhonorowana brązowym medalem „Gloria Artis – Zasłużony Kulturze”.

Jaką obserwuje pani aktualnie tendencję, jeśli chodzi o zainteresowanie rodziców i dzieci teatrem?

Teatr to inny świat – świat stworzony na scenie. Ale właśnie przez tę swoją szczególność stanowi jednocześnie znakomite medium do poznawania tajemnic „rzeczywistego świata”. Może służyć jako narzędzie stymulujące rozwój dziecka. Ważne jest jednak świadome i mądre wprowadzanie dziecka w teatr. Proponowanie mu „teatralnego menu” dostosowanego przede wszystkim do jego wieku i jego potrzeb, czasem potrzeb tego konkretnego, indywidualnego dziecka. A kto najlepiej powinien te potrzeby dziecka znać? Myślę, że rodzice, opiekunowie. Odpowiedzialność za to „odkrywanie teatru” przez dziecko spoczywa właśnie na rodzicach, wychowawcach. Oczywiście to, czy dziecko teatr polubi, zależy od samego teatru, z którym ma kontakt, od spektakli.
Bardzo często zdarza się, że rodzice przychodząc na spektakle nie zwracają uwagi na określoną przez teatr kategorię wiekową adresatów, czyli czy są one skierowane do dzieci od trzech, pięciu, sześciu czy od ośmiu lat. Ogromnie ważne jest, by te kategorie zachowywać i przychodzić na odpowiedni spektakl. Nie bez powodu każdy teatr grający dla dzieci przy każdym spektaklu ten wiek odbiorców określa. Często bywa tak, że dziecko jest zbyt małe do właściwego odbioru danego przedstawienia, przestraszy się i podczas spektaklu zaczyna płakać albo nie chce potem pójść do teatru, bo tam jest strasznie czarno i mu się nie podoba. Rodzic dochodzi do wniosku, że teatr nie jest dla jego dziecka odpowiednim miejscem, na czym dziecko traci. Dzieci, które zaczynają swoją przygodę z teatrem od spektaklu odpowiedniego do swojego wieku i możliwości odbioru, mają szansę odkryć fantastyczny świat.

Krolowa Sniegu - fot Krzysztof BielinskiPóźniej każde wyjście do teatru jest świętem i takie dzieci nie zadowalają się sztuką byle jaką.
Bardzo cieszę się z tego, że w ostatnich latach wzrasta zainteresowanie rodziców teatrem i – co znamienne – młodzi rodzice chcą zaznajamiać z teatrem już niemowlęta. Teatry starają się wychodzić temu zainteresowaniu naprzeciw. Coraz więcej powstaje spektakli dla tak zwanych “najnajów”, czyli dla najmłodszych dzieci w wieku do 3 lat. Badania psychologiczne podkreślają pozytywny, stymulujący wpływ teatru na rozwój maluchów. Oczywiście w tego rodzaju spektaklach konieczne jest stosowanie środków teatralnych odpowiadających percepcji świata tych najmłodszych odbiorców. Ta tendencja we współczesnym teatrze dla dzieci mnie osobiście bardzo fascynuje.

Jak zainteresować starsze dzieci teatrem, jeśli mają w alternatywie kino, pozornie atrakcyjniejsze? Kino i teatr to różne sztuki, których moim zdaniem nie należy porównywać pod względem „lepszości”, gdyż każde przedstawia inną wartość. Czy znalazła pani klucz do zainteresowania dzieci i podtrzymywania tego stanu?

Klucza na pewno nie ma, tak jak nie ma recepty na dobry teatr czy udane przedstawienie. Wierzę, że jeśli dziecko otrzyma odpowiednie przygotowanie w pierwszych latach życia, to później też jest zainteresowane spotkaniem z teatrem, pod warunkiem, że ten teatr będzie poruszał problemy, które są mu bliskie, tematy adekwatne do jego wieku. Ważna jest też forma spektakli. Uważam, że warto dostosowywać scenografię do współczesnej plastyki, do nowej estetyki, poszukiwać nowych środków wyrazu, bliskich dzisiejszym nastolatkom. To nie jest proste zadanie, bo oczywiście nie chodzi tu o to, żeby w każdym spektaklu używać ekranów do projekcji multimedialnych. Ważne jest również, żeby sięgać do dobrej współczesnej literatury dla dzieci i młodzieży. Aktualnej literatury, czytanej właśnie przez dzieci starsze. Obserwacja tendencji czytelniczych może być dobrą podpowiedzią dla twórców teatru. Istotne jest, aby ludzie teatru śledzili uważnie, co się wokół dzieje, obserwowali wnikliwie rzeczywistość, która nas otacza, podejmowali w teatrze ważne, współczesne problemy i próbowali zainteresować nimi dzieci czy młodzież. Myślę, że pewna korelacja między teatrem a współczesnym światem jest ogromnie ważna, bo stwarza szansę na to, że teatr podejmie tematy interesujące młodego widza.

Co zmieniło się w funkcjonowaniu teatrów lalek na przestrzeni ostatnich lat, biorąc pod uwagę pani doświadczenie (Teatr Maska w Rzeszowie)?

Pojawiło się rozróżnienie na teatr lalek i teatr dziecięcy. Teatr lalek przestał być już tylko teatrem dla dzieci. Pole do teatralnego działania, jakie stwarzają lalki, jest bardzo szerokie, są źródłem tak wielu możliwości artystycznego wyrazu, że zafascynowały także dorosłych widzów. Coraz mniej dziwi fakt, że na przedstawienie dla dorosłych można wybrać się do teatru lalek.
Baj zawsze był postrzegany jako klasyczny teatr lalkowy dla najmłodszych, dla przedszkolaków od 3 roku życia. Obecnie w związku z pojawieniem się nurtu spektakli dla jeszcze młodszych dzieci – od 1 do 3 roku życia, o którym mówiłam wcześniej, jest to już druga kategoria wiekowa widza dziecięcego.
Ciekawym i ważnym zjawiskiem ostatnich lat jest fakt powstawania coraz większej ilości prywatnych grup teatralnych, działających na zasadzie stowarzyszeń, organizacji pozarządowych. Stanowią również pewien rodzaj konkurencji dla teatru instytucjonalnego. Poziom realizowanych w tych teatrach spektakli bywa bardzo wysoki, nie ustępują teatrom dotowanym z budżetu państwa. Jest to w sumie pozytywne zjawisko, konkurencja sprzyja zwykle podnoszeniu jakości.

Poza tym na funkcjonowanie teatru, zwłaszcza instytucjonalnego, wpływ mają także regulacje prawne, ogólne zasady polityki kulturalnej państwa. W tej chwili zmienia się uchwała dotycząca działalności instytucji kultury, więc bardzo wiele się zmieni w najbliższym okresie w funkcjonowaniu teatrów, nie tylko dziecięcych. Jesteśmy w ciekawym okresie przemian, które dla nas wszystkich nie są jeszcze do końca jasne, więc trudno przewidzieć, jakie będą ich konsekwencje.

Czy i czym różnimy się od teatrów dla dzieci na świecie?

Jest dużo różnic i dużo podobieństw. Mogę opowiedzieć o moim doświadczeniu z pobytu w Meksyku, gdzie współpracowałam z różnymi teatrami i przyznaję, z pewną satysfakcją, że polski teatr lalek, czy szerzej: polski teatr dla dzieci, stoi na dużo wyższym poziomie. Meksykanie dopiero odkrywają teatr dla dzieci. Inspirują się Europą, nie mają szkół teatralnych kształcących twórców teatru lalkowego. W Polsce są tego rodzaju szkoły, czyli istnieje podstawowa edukacja w dziedzinie teatru dziecięcego oraz teatru lalek i teatru formy.

Meksykanie za to mają coś, co u nas dawno zaniknęło, a mianowicie rodziny lalkarskie, które z pokolenia na pokolenie przekazują sobie tradycję lalkową. Około osiemdziesiąt procent przedstawień lalkowych w Meksyku wykorzystuje tradycyjne formy, wywodzące się z kultury ludowej. Ciekawostką jest fakt, że jedyna prywatna szkoła teatru lalek w Meksyku została stworzona przez Argentyńczyka, ponieważ w Argentynie teatr lalek jest bardzo wysoko cenioną sztuką, mającą bogatą tradycję. W Meksyku uważa się, że najlepszy teatr lalek jest albo na Zachodzie, albo w Argentynie. Ja nie podzielam tej meksykańskiej opinii. Widziałam kilka przedstawień z Argentyny i rzeczywiście poziom jest dużo wyższy niż w Meksyku, ale – szczerze powiedziawszy – uważam, że Argentyńczycy mogliby się trochę od nas nauczyć. Uważam za bardzo istotne dla polskiego teatru lalek, że udało nam się przez ostatnie pół wieku stworzyć szkoły wyższe uczące rzemiosła lalkarskiego i zajmujące się problematyką teatru dziecięcego; że powstało wiele instytucji, które zajmują się teatrem dla dzieci i ten teatr wspierają. Dzięki temu tworzenie teatru dla dzieci ma rangę profesjonalnej pracy teatralnej i tak powinno być. Ale mamy jeszcze sporo do zrobienia w kwestii teatru dla najmłodszych. Istnieje takie przekonanie, z którym się zgadzam, że jeśli zaszczepi się w człowieku „za młodu” miłość do teatru i do sztuki w ogóle, to później to procentuje w dorosłym życiu – mamy świetnych artystów i świadomych odbiorców sztuki. Myślę, że możemy się także sporo nauczyć od Niemców czy Francuzów, nasi lalkarze inspirują się sztuką niemieckiego i francuskiego teatru lalek, ale nie tylko… Polski teatr, co jest bardzo cenne, poszukuje stale nowych środków wyrazu w teatrze lalek, czy szerzej: w teatrze formy, dążąc do porozumienia między teatrem a współczesnym widzem.

Co jest kryterium doboru repertuaru w Teatrze Baj?

Zawsze uważałam, że należy łączyć sztukę współczesną z klasyką i umieć zachować pomiędzy nimi równowagę. Przy doborze repertuaru istotne jest dla mnie, aby mieć propozycje dla widzów w różnym wieku oraz zapraszać ciekawych artystów, realizatorów. Na tym się skupiłam. Ostatnio bardzo mi zależy na teatrze dla najnajmłodszych. Jest to też nasze poszukiwanie innego widza. Moje myślenie o repertuarze jest również odpowiedzią na badania rynkowe, badania potrzeb. Staram się uważnie śledzić to, co się wokół dzieje.

Proszę opowiedzieć o projekcie „Dziecko – teatr – świat. Ponad barierami” i powstałym w ramach tego projektu spektaklu “Świat Garmanna”.

Swiat Garmanna - fot Krzysztof BielinskiTemat rzeka. Najpierw były książki Stiana Hole, potem pojawił się pomysł, żeby zrobić na ich podstawie przedstawienie. Wszyscy mówili, że jestem szalona, że to nie jest literatura, która nadawałaby się do wystawienia na scenie. Stwierdziłam, że jeśli wszyscy tak uważają, to właśnie należy się za to zabrać. Najbardziej zafascynowało mnie, że Hole w bardzo prosty sposób mówi o rzeczach podstawowych, ale trudnych, np. o śmierci, o dorastaniu, o lękach, o tym, że możemy się bać, że mamy prawo do tego, że pierwszy dzień w szkole może przerażać. Hole zwraca uwagę, że będąc dziećmi możemy zastanawiać się nad problemem starości, pierwszego zauroczenia, pierwszej miłości. Te wszystkie sprawy zostały poruszone w spektaklu. W ramach projektu zostały również przeprowadzone warsztaty dla wybranych grup dzieci, które obejrzały spektakl. Rozmowy i działania prowadzone podczas warsztatów sprawiły, że dzieci otworzyły się i mówiły o tym, czego się boją i próbowały się tym strachom, lękom przyjrzeć. Przede wszystkim uświadomiły sobie, że każdy się czegoś boi i ma do tego prawo. Okazało się, że jeden chłopiec, który przeżył śmierć taty, po raz pierwszy od pół roku zaczął o tym mówić; uświadomił sobie, że ma prawo do tego smutku, że to nie jest dziwne uczucie. Efekty spektaklu i warsztatów, które zostały podsumowane potem badaniami ewaluacyjnymi, okazały się bardzo interesujące.

Ewaluacja wydobyła przede wszystkim wymiar terapeutyczny projektu. Wskazała na przykład zmianę stosunku dzieci do osób starszych. Ta kwestia wizerunku osoby starszej jest istotna w spektaklu i ciekawe jest, w jaki sposób dzieci ją odbierają. Jedna z pierwszych scen spektaklu przedstawia taniec trzech ciotek Garmanna, pań w podeszłym wieku, z balkonikami. Ktoś dorosły miał nawet spostrzeżenie, że w tej scenie naśmiewamy się z osób starszych. Dziecko jednak inaczej odbiera ten wątek spektaklu, utożsamia się z Garmannem i przeżywa relacje z osobami starszymi w podobny sposób jak główny bohater: najpierw widzi starszą osobę jako zdziwaczałą, a potem zaczyna się z nią zaprzyjaźniać, jak Garmann z Panem Znaczkiem. Poznaje, że od doświadczonego, starszego człowieka może się wiele nauczyć, może liczyć na jego pomoc i wsparcie w kłopotach. Badania ewaluacyjne wykazały, że wśród dzieci, które brały udział w projekcie, wzrosła empatia i szacunek wobec starszych.

Jakie różnice zauważyła pani w reakcjach widowni polskiej i norweskiej?

Tak, trzeba zaznaczyć, a o tym nie wspomniałam, że spektakl „Świat Garmanna” był prezentowany w Warszawie i w Oslo. Różnice w odbiorze dobrze są widoczne na przykładzie ostatniej sceny spektaklu, w której ma miejsce pierwszy pocałunek Garmanna i Johanne. Polskie dzieci podczas tej sceny krzyczą: „Ooo! Całują się, całują!”. A dzieci w Norwegii po przedstawieniu zostawały i chciały rozmawiać o tym z Garmannem. Tu ujawnia się różnica kulturowa. My boimy się mówić o pierwszym dotyku i emocjach z nim związanych. Dzieci norweskie wykazały się większą otwartością. Jeszcze inna reakcja wystąpiła u dzieci z rodzin muzułmańskich, które obecne były na widowni w Oslo – dziewczynki zasłaniały twarz, żeby nie patrzeć na scenę pocałunku.

Czy również były widoczne różnice w organizacji pracy związanej z projektem?

Ciekawą sprawą było poznanie kultury norweskiej. Wybraliśmy się do naszych partnerów, by się zaprzyjaźnić, wzajemnie poznać. Projekt trwał dziesięć miesięcy. W trakcie pracy organizacyjno-administracyjnej poznaliśmy, jak funkcjonują zwyczaje i zasady w naszych krajach. Na przykład my musieliśmy nauczyć się tego, że nie możemy dziesięciu pytań wystosować w jednym mailu. Norwegowie wolą dostać dziesięć pytań w oddzielnych mailach. Norwegowie dziwili się naszej biurokracji – olbrzymim ilościom pieczątek, podpisów, parafek itd. W Norwegii pieczątki bardzo rzadko są stosowane. Jeśli chodzi o stronę artystyczną, to współpraca była bardzo ciekawa i owocna. Uczyliśmy się od siebie nawzajem profesji aktorskiej na organizowanych w tym celu warsztatach. Dla mnie, jako reżysera, bardzo ważne i inspirujące było spotkanie ze Stianem Hole, które miało miejsce na początku realizacji projektu, realizacji spektaklu. Okazało się, że mamy wiele ze sobą wspólnego, że dobrze się rozumiemy. Stian przyjechał na premierę „Świata Garmanna”. Najlepiej oddają rodzaj naszego artystycznego porozumienia słowa Stiana wypowiedziane po obejrzeniu spektaklu: „Zobaczyłem swoje własne myśli na scenie. To niesamowite uczucie. Dziękuję”. Było to dla niego doświadczenie pełne emocji.

Pomimo tak dużej różnicy kulturowej, znaleźliśmy z norweskimi twórcami porozumienie, na przykład w kwestii rozumienia czasu scenicznego. Bardzo pomocna była pani choreograf, Kjersti Engebrigtsen. Kiedy wchodziła na scenę, miała w sobie ten norweski rytm, zdecydowanie wolniejszy od naszego. Uspokajała rytm poszczególnych scen. Ten spokój może być męczący dla naszego odbiorcy, ale po analizie całości spektaklu, rodzaju przedstawionej historii widać, że jest niezbędny.

Ważne jest to, że spektakl po projekcie żyje. Odwiedził kilka festiwali teatralnych – “Maskaradę” w Rzeszowie, “Teatralną Karuzelę” w Łodzi, XXV Ogólnopolski Festiwal Teatrów Lalek w Opolu, gdzie Kamil Król zdobył wyróżnienie aktorskie za rolę Garmanna oraz V Międzynarodowy Festiwal Sztuk Współczesnych dla Dzieci i Młodzieży “KON-TEKSTY” w Poznaniu, na którym otrzymał “Nagrodę za rozbudzanie wrażliwości dziecka”. Bardzo ważnym wyróżnieniem dla “Świata Garmanna” jest ATEST Polskiego Ośrodka Międzynarodowego Stowarzyszenia Teatrów dla Dzieci i Młodzieży ASSITEJ – czyli Świadectwo Wysokiej Jakości i Poziomu Artystycznego. Jest to nagroda przyznawana co rok wyróżniającym się spektaklom dla dzieci i młodzieży zrealizowanym w polskich teatrach.

W 2010 roku została pani uhonorowana brązowym medalem „Gloria Artis – Zasłużony Kulturze” za wkład w rozwój polskiego teatru lalek – jakie to ma dla pani znaczenie?

Poczułam się bardzo wyróżniona. Najczęściej takie medale są wręczane starszym osobom i kojarzyły mi sięz przejściem na emeryturę. Brązowy medal jest jednak przyznawany młodym twórcom i czuję się zaszczycona, że otrzymałam tę nagrodę. Cieszę się, że ktoś zauważył moją pracę. Dla mnie jest to zewnętrzny znak, że moje poszukiwania w obrębie teatru formy, działania podejmowane w kierunku uwspółcześniania teatru, poszukiwania nowych środków wyrazu to właściwa droga. Czasami, podążając tą drogą, czułam jakbym była przeniesiona w czasie i wykonywała pracę Siłaczki z noweli Żeromskiego. Ta nagroda zdarzyła się w ważnym momencie, minął rok od objęcia przeze mnie dyrekcji Teatru Baj, po uprzedniej trzy i półrocznej dyrekcji artystycznej w Teatrze Maska w Rzeszowie. Poczułam więc, że ta praca, którą wykonałam w Rzeszowie, była ważna, znacząca i miała sens. Oczywiście czuję również odpowiedzialność i zdaję sobie sprawę, że mam jeszcze wiele do zrobienia.

W rozmowie z Ewą Świerżewską (qlturka.pl) wspominała pani o jednym ze swoich marzeń, a mianowicie o teatrze dla dorosłych w Baju – od rozmowy w lutym minie rok, czy są jakieś realne szanse na spełnienie tego pragnienia?

Okazało się, że marzenie może być realne. Udało mi się zaprosić do realizacji bardzo ciekawych młodych twórców Marcina Bikowskiego i Marcina Bartnikowskiego. Mają bardzo interesujący sposób myślenia o teatrze, ale nie są związani z teatrem instytucjonalnym. Założyli niezależny Teatr Malabar Hotel, wcześniej byli związani z Kompanią Doomsday. Dużym wyzwaniem było namówienie ich, by zechcieli pracować w teatrze instytucjonalnym, gdyż byli trochę zrażeni swoimi wcześniejszymi doświadczeniami. Prowadziliśmy długie rozmowy. Wspólnie wybraliśmy “Arszenik” z kilku powodów. Teatr Bartnikowskiego i Bikowskiego był zawsze kojarzony jako poważny, niedostępny, niezrozumiały i chcieli zrobić coś, co będzie w kontrze, czyli dowcipną, znaną historię, ale chcieli zrealizować ją w oryginalny sposób, oczywiście w teatrze formy. Marcin Bartnikowski napisał sztukę inspirowaną komedią Kessleringa “Arszenik i stare koronki”, historią uroczych staruszek, które w swej wielkoduszności częstują smutnych, samotnych, starszych panów arszenikiem, żeby pomóc im przenieść się do lepszego świata. “Arszenik” Bartnikowskiego wysnuwa z tej bazowej historii inną historię, wydobywa inne problemy, zagęszcza ją, ale zachowuje klimat czarnej komedii.

20 lutego 2011 r. wraz z premierą “Arszenika” rozpoczął się nowy etap w życiu Teatru Baj, ponieważ premiera sztuki dla dorosłych nie miała w nim jeszcze miejsca.

Wiele osób przyszło z ciekawości, co to takiego jest, jak ten teatr lalek dla dorosłych wygląda. Okazało, że spektakl jest atrakcyjny zarówno dla młodzieży, która jest zainteresowana formą animacji, jak i dla ludzi starszych, którzy przychodzą z sentymentu, by odświeżyć sobie tę komedię.

We wrześniu tego roku miała miejsce premiera spektaklu “Tymoteusz wśród ptaków” – o czym opowiada i jakie problemy porusza spektakl?

Główny bohater, ukochany przez dzieci Miś, boryka się z problemami takimi, jak każdy maluch. “Tymoteusz wśród ptaków” opowiada o podrzuconym przez kukułkę jajku, które znajduje Miś Tymoteusz. Widzi on, że wszystkie ptaki opiekują się jajkami, więc wnioskuje, że nie można zostawić takiego porzuconego jajka i postanawia się nim zaopiekować. Wszystko jest dobrze do momentu, kiedy nie pojawia się Tata, który mówi, że misie jajek nie wysiadują, że to przecież hańba i cały las będzie się śmiał. Od tej pory zaczynają się problemy. To nie jedyny problem, z jakim boryka się nasz bohater. Na jajko poluje Lisica, oczywiście nie w celach opiekuńczych, ale kulinarnych. Cała sprawa toczy się więc o wysiadywanie jajka. Na końcu wykluwa się mała kukułka, którą, jak się okazuje, wysiedzieli Tymoteusz i Lisica. Wszyscy oczywiście uważają, że stare zwyczaje zostały zaburzone. Ta historia osnuta wokół „problemu jajka” z jednej strony dotyczy odpowiedzialności i otoczenia opieką osamotnionego czegoś-kogoś, co-kto nie należy do nas, a nas potrzebuje, z drugiej strony zwraca uwagę na to, że młody człowiek może przełamać pewne zwyczaje i wnieść nowe zasady. Dzieciaki uwielbiają Tymoteusza.

Czy według pani Misia Tymoteusza można nazwać kultowym?

Jest absolutnie kultowym bohaterem i mimo upływu czasu problemy, z jakimi się styka, nie zmieniają się. Autor Jan Wilkowski był fantastycznym dramaturgiem i świetnie wyczuwał tematy dziecięce. Napisał sześć sztuk o przygodach Misia. Może kiedyś uda się nam zrealizować wszystkie, jak na razie mamy w repertuarze dwie.

Czy zdarzyły się jakieś nieprzewidziane sytuacje, niespodziewane reakcje dzieci na spektakle?

Zdarzają się różne sytuacje, ale nie traktujemy ich w kategorii nieprzewidywalnych. Wychodzę z założenia, że dziecko ma prawo do przeżywania swoich emocji podczas przedstawień i nie jestem zwolennikiem uciszania młodych widzów w teatrze. Dzieci bardzo często krzyczą podczas spektakli, podpowiadają bohaterom, co powinni zrobić, czasami płaczą, bo się wzruszą, a czasami płaczą, bo temat przedstawiania jest im bliski. Potrafią kilkakrotnie obejrzeć ten sam spektakl. Ktoś mi opowiadał historię dziewczynki, która obejrzała przedstawienie trzydzieści razy, bo miała pewien problem i chciała wszystko dobrze zrozumieć. Czasami dzieci chcą się przytulić po przedstawieniu do bohatera, którego polubiły. Znam historię pewnej dziewczynki, której ojciec był aktorem i gdy była na jednym z jego przedstawień, a tata grał właśnie, że umiera, zaczęła krzyczeć: “Nie zabijajcie mojego taty!”. Przeżyła w związku z tym wielką traumę, ale nie każde dziecko ma tatę aktora…

Scenografia w teatrze buduje nastrój i atrakcyjność spektakli. Gdy dziecko zapragnie zostać “konstruktorem” i poznać tajniki oraz mechanizmy działania sceny, musi czekać aż do momentu studiów?

Scenografia jest bardzo istotna, szczególnie w teatrze lalek, teatrze formy. Niekiedy zdarza się, że scenograf staje się ważniejszy od reżysera, co ma miejsce w teatrze na Litwie. W Polsce scenograf raczej uzupełnia wizję reżysera.

Jeśli chodzi o wiedzę o teatrze, w tym o scenografii, lalkach, to młodzi widzowie mają okazję zdobyć ją w Teatrze Baj podczas spotkań w ramach programu edukacyjnego “Teatr wiem co to”. Dzieci zapoznają się wówczas z tajemnicami zakamarków sceny, z pracą i warsztatem aktora, z różnymi rodzajami lalek teatralnych i same próbują sztuki animacji.

Dorastając, mamy zawsze parę koncepcji na swoje dorosłe życie, zazwyczaj są to spektakularne zawody, jak kosmonauta, pilot samolotu, szalony naukowiec etc., co później ma mało wspólnego z rzeczywistością. Jak było w pani przypadku – teatr był w pani głowie od początku czy może to rodzinna pasja?
Zawsze byłam blisko teatru, od szkoły poczynając. Pierwszy był taniec, którym zajmowałam się do dwunastego roku życia. Najpierw sama chciałam tańczyć, a potem założyłam grupę taneczną i przygotowywałam choreografię. Zaczęłam przygotowywać taneczne przedstawienia, w których pojawiały się słowa i tak zrodził się we mnie teatr…, a potem studia w Akademii Teatralnej.

Jaka sztuka, którą obejrzała pani ostatnio, poruszyła emocje, myśli i została trochę na dłużej w pani głowie?

Wiele obejrzałam w ostatnim czasie przedstawień, ale spektaklem, który pozostał i poruszył moje emocje, był spektakl Philippe Genty “Nieruchomi podróżnicy”. Zupełnie nie spodziewałam się, że tak mocno we mnie zostanie. Jest to jeden z tych spektakli, o którym nie potrafię opowiadać, ale wiem, że zapamiętam go na bardzo długo.

Na koniec chciałam jeszcze zapytać o plany repertuarowe na przyszłość: równowaga między klasyką i nieco odważniejszymi spektaklami, czy myśli pani nad inną proporcją i w ogóle kierunkiem?

Myślę, że w moich wcześniejszych wypowiedziach przejrzyście opowiedziałam o zainteresowaniach i planach teatralnych. Może jeszcze zdradzę, że w najbliższym czasie planujemy realizację przedstawienia dla „najnajów”. A w tym sezonie teatralnym, w maju odbędzie się premiera „Emila ze Smalandii” Astrid Lindgren. Autorem adaptacji i reżyserem spektaklu będzie Konrad Dworakowski. Reżyserowane przez niego spektakle znakomicie trafiają do dzieci, są pełne energii, muzyki, dowcipu oraz zaangażowania w obronę praw dziecka – do radości, psot, pięknego dzieciństwa oraz własnego patrzenia i pełnego odczuwania świata z wszystkimi jego odcieniami. Sądzę, że przygody uroczego uparciucha ze Smalandii dorosłym przypomną dzieciństwo, a dzieci zainspirują do “dobrych pomysłów”.