Ani słowa więcej

Recenzje: Sebastian Frąckiewicz

Dzięki niemym komiksom mali czytelnicy mogą poznawać historie, zanim jeszcze poznają alfabet. „Owly” Andy Runtona i „Moe” Piotra Nowackiego to świetne przykłady na to, że można doskonale opowiadać obrazem pozbawionym słów.

Wprawdzie uwielbiana przez kanadyjskie i amerykańskie dzieci seria „Owly” nie ukazała się w Polsce drukiem, ale nie przeszkadza nam to, by poznawać przygody tytułowego bohatera i jego przyjaciela Wormy (na pierwszy rzut oka wygląda on na klasyczną dżdżownicę rosówkę). Nie przeszkadza z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że Andy Runton to bardzo hojny artysta i na swojej stronie internetowej (www.andyrunton.com) umieścił – zupełnie za darmo i do legalnego ściągnięcia – aż 8 minikomiksów z przygodami sówki. Wystarczy je wydrukować na domowej drukarce. Po drugie – jest to komiks niemy, czyli nie posiadający tekstu. Nieprawdą jest bowiem, że komiks to połączenie słowa i obrazu. Komiks to opowiadanie za pomocą obrazu, a tekst może w nim występować bądź nie. Seria Andy’ego Runtona rozwiązuje problem braku tekstu w błyskotliwy i atrakcyjny dla dzieciaków sposób: są to wręcz komiksy w komiksie. Kiedy w jednej z historii mały zając chce powiedzieć Owly’emu, że właśnie stłukł doniczkę, którą niósł dla dziadka, widzimy całą tę scenę „wypadku” w dymku. Niekiedy przypomina to rodzaj wizualnego rebusu, który mały czytelnik powinien rozwiązać. „Owly” jest warty uwagi nie tylko ze względu na ciekawą, czarno-białą kreskę i stylistykę, która z jednej strony jest „so cute” (jak mawiają amerykańskie nastolatki), a z drugiej nie ma nic wspólnego z kiczem. W komiksach Runtona mieszkańcy lasu pomagają sobie nawzajem, są bezinteresowni, serdeczni i przyjacielscy. „Owly” to 0% negatywnej energii i 100% pozytywnych emocji. Komiks powinien spodobać się szczególnie młodszym dzieciakom w wieku od 4 do 6 lat.

Andy Runton (scenariusz i rysunki), „Owly”, wydawca edycji papierowej Top Shelf Comix
Darmowe minikomiksy można znaleźć na stronie autora:
www.andyrunton.com/owly

Do miłośników komiksu w wieku powyżej 6 lat powinien za to trafić niemy komiks polskiego autora, Piotra Nowackiego. Wprawdzie w tym wieku alfabet wypada już znać, ale dobrej rozrywki nigdy nie za wiele. A „Moe” – skromny, 24-stronnicowy zeszyt jest pokazem nieskrępowanej wyobraźni twórcy, który ewidentnie sam dobrze bawił się przy jego tworzeniu. „Moe” to przygody psiaka, spotykającego na swojej drodze zmiennokształtną istotę. Czarna postać raz zamienia się w pingwina, innym razem w kota i psoci co nie miara. Artysta lubi trochę slapstickowy oraz sytuacyjny humor i nagłe zwroty akcji. W „Moe” pobrzmiewają echa komiksów Lewisa Trondheima czy zamiłowanie do minimalizmu, jak u Bohdana Butenki, przy czym kreska Nowackiego jest bardziej „komercyjna”, ale bez wątpienia oryginalna. Przystępna, a jednocześnie niebanalna. Co ciekawe, Nowacki nie dość, że rezygnuje z tekstu, to jeszcze podarował sobie podział plansz na kadry, co wychodzi historii na plus, zyskuje bowiem na dynamice i przejrzystości. „Moe” polecam szczególnie na poprawę nastroju po wizycie u dentysty albo na krótką podróż tramwajem lub autobusem.

Piotr Nowacki (scenariusz i rysunki), „Moe”, Karton.

Ze względu na kłopoty z dystrybucją komiksu najłatwiej zdobyć go u wydawcy:
magazynkarton.otwarte24.pl/5,Moe