Kapselek…

Z Kapselkiem – nową gwiazdą dziecięcych książek – rozmawia Kamil Niewiński

Tekst: Kamil Niewiński
Ilustracje: Robert Romanowicz

Witam pana!
No weź! Przestań z tym „witam pana”. Znamy się przecież kawał czasu i zawsze mówiłeś „cześć Kapselku”. Ja nie jestem żaden pan… Mam za mało lat.

Ale ty teraz już masz swoje imię. Takie prawdziwe…
Cicho, bo zdradzisz całą opowieść. Ci, którzy chcą się tego dowiedzieć, powinni przecież przeczytać książkę…

Faktycznie, przepraszam. To może zadam pierwsze pytanie.
A masz przygotowaną listę takich pytań?

Oczywiście. Chciałbym wyjaśnić kilka intrygujących mnie kwestii na temat twoich przygód.
Jestem gotowy.

Pamiętasz jeszcze czasy, gdy nie byłeś bohaterem wielkich przygód?
Oczywiście. My kapselki mamy bardzo dobrą pamięć. Na początku służyłem jako zamknięcie oranżady. Cieszyłem się strasznie, gdy w fabryce założono mnie na szyjkę, abym nie pozwolił wydostać się płynowi z butelki. To nie jest taka prosta sprawa. Wiedziałeś o tym?

Nie… Ja najpierw byłem nicponiem; biegałem po lesie i wspinałem się na drzewa. Czasem coś zbroiłem, przez co było mi wstyd przed rodzicami. A później zacząłem spisywać opowieści różnych bohaterów – takich jak ty – i zostałem pisarzem. Ale nigdy nie zatykałem butelki.
No właśnie. A to nie jest takie łatwe. Trzeba naprężać się nieustannie, dbając o każdą kropelkę takiej oranżady. Oranżada to mało! Najgorsze są bąbelki z takiego napoju. Nie dość, że łatwo uciekają, to jeszcze potwornie łaskoczą. Ludzie nie doceniają pracy przedmiotów, zwłaszcza takich małych jak kapsle. A już jak jesteś takim zwyczajnym kapselkiem, z takiej zwyczajnej i zapomnianej oranżady, to już zupełna kaszana. Nie ma na nas żadnego kolorowego nadruku… Nie to co kapsle po tych wszystkich napojach z reklamy. Pamiętam, że było mi przykro, bo nikt nie zwracał na mnie uwagi. Jakaś ludzka dłoń chwyciła butelkę, szarpnęła mnie otwieraczem… Aż się wygiąłem! Bąbelki połaskotały ostatni raz, wyskakując radośnie w powietrze i tyle… Skończyłem na ziemi.

Może jednak właśnie tak miało być. Inaczej nie trafiłbyś do piaskownicy, a z niej do szafy…
Przestań… Naprawdę zaraz zdradzisz wszystko, co jest w naszej książce i będzie po zabawie!

Ale ty jesteś tajemniczy! Może jednak zdradzimy chociaż odrobinę?
Lepiej nie. Najfajniej jest poznawać opowieści z książek, a nie z wywiadów. Ja na przykład uwielbiam czytać.

To ty potrafisz czytać?
Oczywiście. Każdy szanujący się kapselek umie. Mnie tego nauczył pewien sędziwy śmietnik. Ty nawet nie wiesz, ile książek ludzie potrafią wyrzucać. I jaką przykrość im sprawiają takim traktowaniem. Stare książki opowiadały mi, że dawniej, kiedy było ich mało, ludzie bardziej szanowali ich dostojność. Bo powinieneś wiedzieć, że każda książka pochodzi z królewskiej rodziny. Białe karty zapisywano niebieskim tuszem, który od razu robił się odrobinę jaśniejszy. Stąd wzięło się powiedzenie, że w królewskich żyłach płynie błękitna krew.

Poczekaj… zacząłeś mówić o opowieściach starych książek.
No właśnie! Starym książkom było przykro, że ludzie wyrzucali je na śmietnik, bo kiedy starały się przekazać zawartą w nich wiedzę, niszczyły się im okładki, a kartki rozrywały i wypadały. Dawniej – wspominały – ludzie je naprawiali. Przyszywali oderwane okładki lub robili zupełnie nowe. Oderwane kartki doklejali i książka była jak nowa. Teraz nikt już tak nie robi, tylko raz-dwa wyrzuca do kosza. Słońce i deszcz niszczą kartki, znika zapisany tuszem tekst i książka idzie w zapomnienie. Traci pamięć… Nie potrafi przypomnieć sobie, co w niej zapisano i co powinna głosić. Ale tak to już z wami jest…

Oj, wypraszam sobie. Ja nie wyrzucam książek.
To ucz wszystkich, żeby robili podobnie. Pomyśl sam, jeżeli taki mały Kapselek mógł opowiedzieć ci historię, którą zapisałeś, to ile ciekawych wydarzeń i przygód opowiedziałaby ci książka!

Ciąg dalszy w 10. numerze FIKI.