Muzyka jak powietrze

Pyta: Katarzyna Piwońska
Ilustracje: Urszula Przyłucka

Janusz Marynowski ukończył Akademię Muzyczną w Warszawie. Jako kontrabasista ma na swoim koncie m.in. wyróżnienie w Ogólnopolskim Konkursie Kontrabasowym im. A.B. Ciechańskiego w Poznaniu

Skąd pojawił się pomysł na muzykowanie dla najmłodszych?

Orkiestra Sinfonia Varsovia gra od ponad 30 lat – nie tylko w Polsce. Podróżując po świecie, obserwujemy, jak rozwija się publiczność. Dzięki temu zrozumieliśmy, że słuchaczy trzeba sobie wychować od malutkiego szkraba. Nasze zadanie polega na tym, żeby robić to na najwyższym poziomie, a jednocześnie w sposób ciekawy i przystępny. A wtedy dla odbiorcy muzyka będzie czymś naturalnym jak oddychanie. Okaże się, że nie można się bez niej obejść. Chcemy pokazywać, że muzyka jest dla wszystkich, bo to głównie emocje, a te odczuwa każdy z nas. Nie ma zatem człowieka nieprzygotowanego do jej słuchania. Jednak małe dzieci są uzależnione od tego, co zaoferują im rodzice. Swoimi działaniami staramy się zachęcać do tego, by przygotowali dzieci na odbiór świata dźwięków.Nie zapominajmy jednak, że głównym zadaniem Orkiestry Sinfonia Varsovia jest koncertowanie. Dlatego, w sprawach edukacyjnych, istotną rolę odgrywają współpracujące z Orkiestrą organizacje i instytucje. W tym przypadku wiodącą jest Fundacja „Muzyka jest dla wszystkich” zrzeszająca grono wspaniałych i kompetentnych muzycznych zapaleńców.

Wspólnie, na Grochowskiej 272, realizujemy program edukacyjny dla różnych grup wiekowych. Dla najmłodszych, czyli od noworodków po sześciolatków, przeznaczone są koncerty „Smykofonii“. Do uczniów szkół podstawowych adresujemy wydarzenia w ramach „Akcji Labirynt“. Większość z uczestników nigdy nie miała nic wspólnego z muzyką, nie była w filharmonii czy operze. Chcemy przekonać ich, że muzyka nie jest nudna: potrafi wciągnąć, można się nią bawić. Zarówno „Smykofonia“, jak i „Akcja Labirynt“ to efekt połączenia sił z Fundacją „Muzyka jest dla wszystkich“. Do studentów Akademii Muzycznych kierujemy autorski projekt „Akademia Sinfonia Varsovia”. Chcemy ich nauczyć grania w orkiestrze. Paradoksalnie uczelnie nie przygotowują do tego.

Zacznijmy więc od propozycji dla najmłodszych. Czym koncerty „Smykofonii“ różnią się od grania dla dorosłych?

Dzieci mają pełną swobodę w prezentowaniu tego, co czują. Podczas tradycyjnych koncertów normalną reakcją, kiedy np. maleństwo zacznie płakać, jest zamknięcie mu ust i wyjście, żeby nie przeszkadzać innym. U nas wręcz przeciwnie – oczekujemy tego, że maluszek we właściwy sobie sposób zareaguje na tę muzykę. Często zdarza się, że to dziecko inicjuje ruch, a rodzic dopiero później dołącza się. W pewien sposób więc dziecko uczy rodzica, jak odbierać muzykę. Ważne jednak, że dorośli dali na to szansę swoim pociechom.

Przenosimy słuchaczy koncertów smykofonicznych do nietypowej przestrzeni – nie ma u nas foteli ustawionych w rzędy – są wykładziny, poduchy. Bardzo istotne jest dla nas, aby dziecko było blisko swoich rodziców, bo zapewnia mu to poczucie bezpieczeństwa. Przebieg koncertu jest inny – wykonawcy często chodzą pomiędzy słuchaczami, malec może dotknąć instrumentu, jeśli ma ochotę. Czasem najmłodsi dostają do ręki grzechotki czy bębenki. Widzą więc najpierw grającego muzyka, a potem mają okazję przekonać się, że same też potrafią wydobywać z instrumentów dźwięki. Różnicujemy przebieg koncertów ze względu na grupy wiekowe, aby dostosować je do potrzeb i możliwości dziecka. Nie ma dla mnie nic piękniejszego niż widok wózków stojących w korku, aby się dostać do sali, w której odbywa się koncert.

Zapewne zna pan wrażenia muzyków z udziału w tych koncertach. Proszę o nich opowiedzieć.

Dla muzyków Sinfonii Varsovia było to bardzo wzruszające przeżycie. Ich codziennością jest granie na scenach międzynarodowych filharmonii. Dlatego występ przed zupełnie odmiennym odbiorcą stanowi dla nich nowy rodzaj doświadczenia, rozwija wyobraźnię. Zaczynają widzieć nowe obszary, na których może zaistnieć muzyka. Myślę, że w pewnym sensie wyrządzono muzyce krzywdę, kiedy wykonawca został oddzielony od odbiorców. Grając na wysokiej scenie staje się odległy i niedostępny. Dodatkowe bariery stwarzają elegancki strój i sztywna atmosfera. Być może to spowodowało odwrót słuchaczy od muzyki klasycznej. Podczas koncertu dla dorosłych muzycy nie są do końca pewni tego, jak oddziałują na audytorium. Mogą wnioskować o jakości swojego występu dopiero z braw po wykonaniu i z recenzji, którą dzień później przeczytają w gazecie. Reakcja smyków jest natychmiastowa i artyści muszą nauczyć się reagować na nią już w momencie wykonywania utworu. Recenzja w postaci uśmiechu czy płaczu jest bezlitosna, bo dziecko nie ma żadnych oporów, żeby ją szczerze wyartykułować. Dla muzyków SV spotkania z młodymi ludźmi są więc rozwijające i bez wątpienia będziemy je kontynuować – także po to, by wychować nasze przyszłe audytorium.

Podczas wrześniowego festiwalu Szalone Dni Muzyki planują państwo pójść krok dalej i wychowywać sobie słuchacza, który jest jeszcze … w brzuchu mamy.

Podczas festiwalu planujemy koncerty smykofoniczne i cykl dla kobiet w ciąży oraz rodziców z noworodkami. To bardzo ważne, aby dostarczać dziecku jak najbogatszych wrażeń zmysłowych. Jeżeli przyzwyczaimy je w okresie prenatalnym do słuchania Mozarta, Beethovena czy Brahmsa, to w późniejszym zmieni się to w naturalną potrzebę. Matka dzieli się z dzieckiem swoim głosem, a my chcemy podzielić się muzyką.

Wróćmy programu współtworzonego przez Sinfonię Varsovię dla dzieci. Do uczniów szkół podstawowych skierowana jest „Akcja Labirynt“.

Tę akcję prowadzimy w siedzibie orkiestry przy Grochowskiej 272 już po raz trzeci. W tym czasie uczestniczyło w niej 6400 osób. Muszę podkreślić, że nie są to uczniowie szkół muzycznych.
Poprzez „Labirynt“ próbujemy dzieciom pokazać, że wzięcie do ręki instrumentu to nic przerażającego. Co więcej – bez umiejętności gry można stworzyć zespół i mieć radość ze wspólnego muzykowania. Chcemy też wyczulać na obecność muzyki w otaczającym nas świecie – choćby w filmie. Dlatego puszczamy im fragmenty „Czterech pancernych…“ z muzyką do „Gwiezdnych wojen“ – każde dziecko od razu wie, że coś się nie zgadza. Zapraszamy również do studia nagraniowego, w którym wszyscy mogą nagrać piosenkę lub swój głos, a my pokazujemy, co można zrobić z tym dźwiękiem. W innej sali dzieci malują obrazy słuchając muzyki – te dzieła świadczą o tym, że doskonale potrafią odróżnić długie melancholijne frazy od pojedynczych krótkich nut – emocje utworu zostają oddane na obrazie. W innej sali proponujemy performance – dzieci mogą używając ciał wyartykułować emocje, które budzi w nich utwór. Naszą nagrodą jest to, że po kilku godzinach spędzonych tutaj uczniowie pytają: a czy możemy przyjść jeszcze raz – już bez szkoły? Mówiąc żartobliwie: już chwyciliśmy te dzieciaki i teraz najważniejsze nie wypuścić ich ze swoich szponów. Naszym celem nie jest kształcenie muzyczne – nie chcemy im mówić, czym jest gama C-dur.

Chodzi nam o wzbudzenie zainteresowania dźwiękiem jako elementem potrzebnym człowiekowi do życia. Nasze dotychczasowe doświadczenia pokazują, że to się udaje.

Sadzę, że nadal silnie działa stereotyp wydarzeń kulturalnych jako czegoś drogiego, nudnego i trudnego w odbiorze. Skąd to się bierze pana zdaniem? Czy swój negatywny współudział ma szkoła?

Sam uczęszczałem do szkoły muzycznej – chodzili do niej również moi synowie, stąd wiem, że szkoły muzyczne nie umuzykalniają. W Polsce pragną one wychowywać wybitne jednostki, wielkich wirtuozów, którzy grają wspaniale na określonym instrumencie – a nie to powinno być priorytetem. W pierwszym etapie chodzi o to, by wytworzyć w dziecku wrażliwość muzyczną. A skoro właśnie tego nie robi się nawet w szkołach muzycznych, to tym trudniej osiągnąć cel w podstawówkach, gdzie te zajęcia obecne są w minimalnym wymiarze.

W ramach Akcji Labirynt zorganizowano też warsztaty dla nauczycieli – czy to sposób na podanie pomocnej ręki szkole?

Szkół ze względów finansowych nie stać na to, aby zatrudniać wybitnych specjalistów od przekazywania muzyki młodym ludziom. Często zdarza się, że pani od plastyki, czy prac technicznych zajmuje się też muzyką. Nasze warsztaty miały pokazać nauczycielom, że ważniejsze od nauki gry na flecie jest pokazanie dzieciom, że poprzez muzykę można przekazać emocje.

Jak nauczyciele komentują warsztaty dla uczniów?

Najważniejszą reakcją na „Labirynt“ ze strony nauczycieli jest ich zdziwienie, że uczniowie są tak aktywni podczas zajęć związanych z muzyką.

Czy ten brak aktywności może powodować stres, który w szkole towarzyszy uczniom?

Po części pewnie tak. Na pewno też atrakcyjna jest formuła naszych zajęć, która pozwala na częste zmiany, przemieszczanie się, zapewnia różnorodność. Każde pomieszczenie zaaranżowaliśmy inaczej, po każdej części dziecko dostaje odznakę z uzyskaną sprawnością. Mamy nawet zajęcia w terenie, na których uczniowie szukają zagubionych muzycznych haseł.

Mamy więc prostą receptę – odpowiadamy na naturalną dziecięcą potrzebę poruszania się, która w szkole jest ograniczona. Nawet jeśli na naszych zajęciach będziemy przekazywać to samo, co nauczyciele w szkole, to nasza przewaga tkwi w formie tych zajęć.

Sinfonia stawia sobie za cel przełamywanie stereotypów, którymi obrosła muzyka poważna?

Przykładem może być Festiwal Szalone Dni Muzyki. Tam łamiemy wszelkie obiegowe opinie. Mówimy naszym słuchaczom: nieważne, jak przychodzisz ubrany – istotne jest to, że chcesz posłuchać muzyki, masz w sobie ciekawość. Staramy się też robić koncerty krótsze, niż zazwyczaj, czyli maksymalnie pięćdziesięciominutowe, aby nie zmęczyć publiczności. Wreszcie: próbujemy zlikwidować barierę finansową, która w dzisiejszych czasach stanowi poważny problem. Na tym festiwalu bilety kosztują od pięciu do dziesięciu złotych. W tegorocznym programie mamy zaplanowanych 60 koncertów w przeciągu trzech dni, od 28 do 30 września w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej oraz w namiocie koncertowym. Oprócz muzyki dla dzieci nienarodzonych i smyków, młodzieży proponujemy spektakl „Strawiński – hip hop“. Zagrają również orkiestry ze średnich szkół muzycznych, orkiestra strażacka wykonująca rosyjską muzykę, chór popów… Nie będzie więc można narzekać na nudę i jednorodność.

Natomiast na „dorosłe” koncerty orkiestry na Grochowskiej wstęp jest bezpłatny.

Nagle okazuje się, że ludzie potrzebują muzyki – odbierają ją siedząc w ciszy, skupieniu, napięciu, wykazując pełne zrozumienie. Niejednokrotnie zdarza się, że musimy podczas naszych sobotnio-niedzielnych koncertów otwierać drzwi do kolejnej sali i wstawić tam dodatkowe krzesła, bo przychodzi więcej osób, niż wstępnie przewidzieliśmy. Przed każdym koncertem zapraszamy muzykologa, który opowiada o artyście i jego twórczości, aby przybliżać muzykę także od strony teoretycznej. Artyści, którzy przyjeżdżają do nas grać koncerty, widzą, że coś innego się tutaj dzieje. Może wynika to z faktu, że dysponujemy niewielką, specyficzną przestrzenią – wykonawcy grają dla 150 a nie 2 000 osób. Dzięki temu kontakt staje się bardziej bezpośredni, wszyscy są bliżej, więc emocje docierają szybciej. Z pewnością wpływ na zainteresowanie mieszkańców ma magia miejsca. Znają je dobrze od lat – budynki należały kiedyś do Instytutu Weterynarii, każdy przyjeżdżał tu ze swoim psem czy kotem. Zauważam, że przychodzi do nas coraz więcej bardzo młodych ludzi, a nawet ci najmłodsi. Nie stawiamy barier formalnych: można przyjechać w środku koncertu, wyjść w trakcie, jest miejsce, by zostawić wózek. W takim działaniu upatrujemy szansę na nawiązanie trwałego kontaktu z odbiorcą, który poczuje się tutaj swobodnie. To przede wszystkim przestrzeń odbioru muzyki, nie egzekwowania sztywnych norm.

Wszystkie te działania można by nazwać próbą zdjęcia artysty z tej wysokiej sceny, o której pan mówił.

Raczej próbą zbliżenia. Wychodzimy z założenia, że artysta ma też rolę służebną wobec odbiorcy. Muzyka nie zaistnieje w pełni, jeśli nie będzie dwóch elementów – wykonawcy i słuchacza. Czujemy na własnej skórze, jak obecność audytorium wpływa na naszą grę i sposób wykonywania utworów. Można bynazwać publiczność dodatkowym instrumentem, bez którego spektakularne wykonanie nie jest możliwe.

Sinfonia Varsovia, jak przystało na orkiestrę miejską, mocno angażuje się w życie miasta.

Nie zapominamy, że mamy w nazwie Warszawę. Jesteśmy samorządową instytucją kultury i absolutnie nie wyobrażam sobie tego, że mielibyśmy się zamknąć w czterech ścianach, robić tylko koncerty i jeździć na zagraniczne występy. Grochowska 272 ma być miejscem oferującym warszawiakom otwarty dostęp do wszelakich sztuk, ale z dominującą rolą muzyki. Współorganizujemy wiele wystaw udostępniając nasz teren. Na wernisaże przychodzi 2500 ludzi. Dzieją się rzeczy, które w miejscach o bardziej tradycyjnym charakterze nie zaistniałyby. Orkiestra Sinfonia Varsovia, to już nie tylko muzycy, ale instytucja oddziałująca na polu edukacji, wystawiennictwa i oczywiście również czysto muzycznym. Okazuje się, że ktoś nie byłby zainteresowany koncertem, ale przychodzi na wystawę plakatu i oglądając ją, słucha muzyki. Łącząc dyscypliny, mamy możliwość docierania do coraz szerszych grup odbiorców. Głównym jednak kryterium dopuszczenia do prezentacji projektu w siedzibie Orkiestry Sinfonia Varsovia jest jego jakość artystyczna i nośność społeczna.

Spytam na koniec: dlaczego warto zabrać dziecko na koncert – jak przekonałby pan rodziców?

Miałem pięć lat, kiedy mama powiedziała mi, że będę grał na fortepianie. Jestem jej wdzięczny, bo od tego momentu na wszystkich etapach życia muzyka bardzo mi pomagała. To najbardziej uniwersalny sposób przenoszenia emocji, zwłaszcza tych, dla których język nie wystarcza. Muzyk może zagrać koncert o tym, że się zakochał, znienawidził lub zobaczył piękne drzewo. Muzyka to niezwykła siła, która może człowieka objąć i pomóc. Jeżeli możemy przekazać tak piękny dar, to byłoby grzechem zaniechania tego nie zrobić. Człowiek wychowany na muzyce będzie miał większą wrażliwość i wyobraźnię. Nie chcemy tu wytwarzać muzycznych specjalistów, ludzi znających poszczególne formy czy reguły komponowania, pragniemy uderzyć słuchacza falą piękna – tak aby zobaczył, że potrzebę kontaktu z nim ma już w sobie.