SALVADOR DO DUŻEGO CZYTELNIKA

Artykuł ukazał się w 2. numerze FIKI

Tekst i ilustracje: Katarzyna Saniewska

Wyobraźnia – siatka na motyle pełna robaczywych gwiazd.

Czy można zostać połkniętym przez rozfalowane, niczym ścianki wielorybiego brzucha, wnętrze barokowego kościoła? Czy można zostać rozdeptanym przez przestępujące w nieustannym tańcu, wężokształtne kolumny, zniknąć w paszczy wieloryba, w którego kształcie jest ambona, z której płyną słowa przypowieści o Jonaszu? Dzięki wyobraźni, w barokowych wnętrzach lustra przekształcają się w okna, a malarstwo kwadraturowe przebija płaskie stropy kościołów, tworząc w naszych oczach pyszne kopuły i okulusy, na krawędziach których przysiadają, machając bosymi stopami, barokowe putta.

Pomimo upodobania do minimalizmu na powierzchni – w zachowaniach, w okazywaniu emocji, w zapiętych pod szyję uniformach i zawiązanych sztywno krawatach – wewnętrznie cierpimy często na rodzaj horror vacui. Wyobraźnia, niczym skomplikowany ornament, oplata i przerasta wszystkie puste przestrzenie. To tak jak w obrazie Rene Magritte’a zatytułowanym “Królestwo światła” (1954), gdzie moment powolnego przepływania dnia w noc to luministycznie doskonałe ukazanie potęgi wyobraźni. Całe napięcie, jakie odczuwamy patrząc na ten obraz, budowane jest przecież nie w nim, ale w nas samych. Przechodzenie z dnia w noc to właśnie wyobraźnia. Przedmioty tracą swą tożsamość, wymagają dopowiedzeń z naszej strony, a dzięki wyobraźni zyskiwać mogą całkiem nową osobowość. Wyobraźnia sprawia, że widzimy to, co chcemy zobaczyć albo to, przed czym uciekamy. Nasz umysł niestrudzenie szkicuje siatkę splątanych wręcz rokokowo powiązań z rzeczywistością. Czasem zdarza się, że stajemy się podobni marionetkom – bezwolni, poruszani ciągnącymi nas w różne strony nitkami naszych skojarzeń i imaginacji. Ta sieć oplata każde słowo i obraz.

Można powiedzieć także, że wyobraźnia to rodzaj swoistego recyklingu, bowiem ze znanych elementów rzeczywistości, już raz użytych w innym kontekście, stwarzana jest nowa tkanka, pisana jest nowa mitologia. Wyobraźnia może być konsoletą pełną skomplikowanych “suwaków”, dzięki którym wyciszane lub wzmacniane są niektóre myśli i odczucia. To taki osobisty stół montażowy, na którym przekształca się słowa w obrazy, obrazy w dźwięki, dźwięki w barwy, barwy w emocje… Każdy z nas ma swój indywidualny kod przekształceń. Wyobraźnia to narzędzie pracy, dodatkowa kończyna kierująca duktem pędzli i stawiająca znaki na pięciolinii.

Można ją wręcz przyrównać do kolejnego wymiaru. Tak samo trudnego do sprecyzowania i przystępnego zdefiniowania, jak na przykład czas. Jest wielopłaszczyznowa. Możemy ją kształtować i być przez nią kształtowani. Możemy, niczym w popularnej grze “Sims”, zaludniać ją fantomami postaci i zjawisk. Częstokroć, nie będąc nawet tego świadomi, sami zaludniać możemy czyjąś wyobraźnię, możemy żyć w niej, tak naprawdę żyjąc zupełnie gdzie indziej.

Zatem wyobraźnia to nie tylko obraz, to zupełnie inne doświadczanie świata, możliwość dotykania nierealnego za pomocą zmysłów, które realnie nie istnieją. Jeśli może jednak istnieć “ból fantomowy” to może istnieje również “fantomowy wymiar”? Wymiar odczuwany za pomocą “fantomowych zmysłów”? Czym wobec tego jest ten wymiar? Czy można łączyć go z podświadomością? Czy też jest to raczej wyższy, bo podwójnie twórczy wymiar świadomości, w którym bardziej świadomie niż w snach możemy się poruszać? Chociaż wielokrotnie przekonujemy się, jak jest to złudne, bowiem wyobraźnia potrafi płatać niezwykłe i nie zawsze przyjemne figle. Dzieje się tak chociażby na poziomie wbudowanego mechanizmu autocenzury, na którego przełamywaniu bazowała częściowo twórczość surrealistów. Wyobraźnia potrafi przyłapać nas na bardzo wstydliwych myślach, dziwnych lękach i skojarzeniach, których nigdy nie wyjawilibyśmy głośno.

W tym miejscu zadać sobie można pytanie, czy wyobraźnia jest terenem całkowicie prywatnym. Czy nie zdarza jej się czasem przypominać udoskonalonej wersji Benthamowskiego panopticonu, w którym sami jesteśmy jednocześnie więźniem i strażnikiem? Teoretycznie w wyobraźni nie powinno być mowy o poczuciu bycia inwigilowanym. Czy jednak na pewno? Co zrobić bowiem z całym tym bagażem psychoanalitycznym, jakim obarczyli nas Freud czy Jung? W jaki sposób ustosunkować się do tego, że normy społeczne potrafią blokować lub spowalniać działanie naszej wyobraźni? Ile razy cierpimy z powodu poczucia winy wywołanego wyobrażeniami na jakiś temat? Trudno oprzeć się wrażeniu, że to my sami zapędzamy się w uliczkę, w której niczym w filmie science fiction, możliwe staje się wyciąganie konsekwencji za czyny, które zaistniały tylko w wyobraźni, a tak naprawdę jeszcze nie zostały zrealizowane.
Należy teraz rozważyć znaczenie słów NAPRAWDĘ i REALNY. Skoro coś zaistniało w formie konceptualnej to… czym jest realnie? Sztuka nowoczesna daje wiele przykładów dzieł konceptualnych. Nikt nie kwestionuje przecież istnienia „Krzesła” Kossutha! Pytając o znaczenie słowa NAPRAWDĘ, trzeba również przeanalizować znaczenie sformułowania W RZECZYWISTOŚCI. Bowiem w odniesieniu do wyobraźni nasuwa się pytanie: w której rzeczywistości? Jeżeli zatem coś zaistniało wewnątrz nas samych (realnie istniejących), w naszej wyobraźni, to czy rzeczywiście tego nie ma? To pytanie można oczywiście rozszerzyć jeszcze o wyobraźnię posiadaną teoretycznie przez nasze „fantomy” w czyichś wyobrażeniach. Przypominać to może bezcielesne byty dryfujące w przestrzeni wirtualnej, której pewne cechy wyobraźnia reprezentuje.

Sądzę, że warto również zastanowić się, jak biegnie czas w tym niezbadanym wymiarze. Możliwe, że biegnie równolegle do czasu rzeczywistego, ale często zaskakuje nas i kieruje się pod zupełnie “niewyobrażalnym”, nawet dla specjalistów od wszelkich osi OX, kątem. Przebija ostrą osią strop ludzkiej czaszki i przerasta wszystkie nasze myśli, szumi, przeszkadza, zakłóca odbiór rzeczywistości, czasem nawet straszy. W wyobraźni czas może zostać pokawałkowany na ileś wiecznych teraz albo przyszpilony i zamieniony we wstążkę, ułożoną na kształt złowrogiej ósemki nieskończoności. W wyniku tego zabiegu chwila może puchnąć do gigantycznych rozmiarów. Czas tak zapętlony sprawia, że korzystamy z naszego prywatnego archiwum obrazów, których urywki możemy w dowolnej kolejności wyświetlać i jak zdjęcia obrabiać, wykorzystując je wciąż i wciąż w nowych kontekstach.

Gdyby spróbować narysować dość nietypowe drzewo genealogiczne, okazać by się mogło, że wyobraźnia to mleczna siostra snu. Nie wiem, czy Noc jest ich wspólną matką, ale na pewno wykarmiła wyobraźnię własną piersią. Wyobraźnia rosła nocą w ciemnym pokoju, domalowując cieniom ich sekretne życie i odczytując zawiły język, którym mówić potrafią bulgoczące rury i sprawiając, że płaszcze przyczajone na wieszakach czekają tylko na moment naszej nieuwagi, aby poruszyć się, gdy stracimy czujność.

Wyobraźnia jest spowinowacona z Hypnosem. Chociaż trudno jest wyobrazić sobie, jak to jest NIE BYĆ wcale, a sen to przecież rodzaj małej śmierci. Podobnie rzecz ma się z wyobraźnią, która w swoich chorobliwych, szalonych postaciach może sprawiać, że umrzemy dla świata, znikniemy dla społeczeństwa. Można także przypuszczać, że wyobraźnia jest córką Apollina ze względu na jej niezwykle twórczy charakter, piękno, ale i okrucieństwo. Można uznać, że wszystkie te cechy są echem krzyku Marsjasza obdzieranego ze skóry przez Apollina. Zatem tak jak w wierszu Zbigniewa Herberta „Apollo i Marsjasz”: skamieniały słowik i posiwiałe drzewo – oto, co pozostanie w naszym wewnętrznym krajobrazie, jeśli wyobraźni uda się wyłuskać nas z ochronnej powłoki i rzucić na pastwę żarłocznych myśli i napastliwych obrazów.

Chociaż słowo „wyobraźnia” wywołuje raczej przyjemne konotacje, trzeba być przygotowanym na to, że zbytnie w niej zanurzenie spowoduje, że zostaniemy zdiagnozowani jako jednostki obciążone problemem nieodpowiedniego wydzielania dopaminy czy innego rodzaju przypadłością kwalifikującą się do konsultacji psychiatrycznej. Kto powiedział, że wyobraźnia ma tylko przyjazne oblicze?

Hałas na zewnątrz jest znacznie mniej uciążliwy niż trudne do okiełznania szmery w podświadomości. Ani na chwilę nie ustaje w nas przecież jazgot myśli. Zmęczeni jego intensywnością często chętnie zwinęlibyśmy się w kłębek w dźwiękoszczelnej komorze, wrócili do „przedistnienia”, zasnęli niczym Jonasz w brzuchu wieloryba po to, aby móc tam przeczekać, dojrzeć do zmierzenia się z tymi myślami, które nie dają nam spokoju, na które nie jesteśmy po prostu jeszcze gotowi. Wyobraźnia to czasem azyl dla takich współczesnych “Jonaszów”, którzy czują się jeszcze zbyt słabi do wykonywania odpowiedzialnych zadań. Często nie wydobywają się z tego „wielorybiego brzucha” nigdy. Wtedy społeczeństwo przypina im etykietę szaleńców. Czasami piszą pasjonujące raporty z tego, co widzieli w świecie wyobraźni, a niektórzy z nich zyskują miano geniuszy. Granica jest bardzo trudno uchwytna.

Jeżeli chór głosów i stado obrazów przypuszcza trudny do zniesienia atak, staramy się zastygnąć w bezruchu, udać, że nie ma nas w nas samych. Podobno będąc zaatakowanym przez niedźwiedzia, należy udawać padlinę; czasem wyobraźnia zmusza nas do postępowania podobnie. Zapadamy się w sobie. Następuje jakaś przedziwna implozja, jednak na powierzchni

naszego ciała nie widać w pierwszej chwili efektów tąpnięcia, które zburzyło wewnętrzny spokój. Wyobraźnia przypomina niekiedy stan panujący w łodzi podwodnej podczas czerwonego alarmu. Wewnątrz niepokój, tumult, bieganina, strach, a na powierzchni morza spokój. Wydawać się to może schizofreniczno-paranoidalne. Jednak dobrze jest w tym miejscu przypomnieć sobie słowa genialnego “tresera wyobraźni” własnej i cudzej, Salvadora Dali, który pisał: “Jedyna różnica między szaleńcem a mną polega na tym, że ja nim nie jestem”. Gdzie zatem i czy w ogóle istnieje granica pomiędzy szaleństwem a zagłębieniem się w świat wyobraźni? Aby sobie to lepiej uzmysłowić, trzeba zastanowić się, jak są wobec siebie położone krainy podświadomości i wyobraźni? Być może jedna z nich jest jaskinią, a druga podziemną rzeką, która przez nią przepływa? Nasze wyobrażenia są profilowane, żłobione przez naszą pod- i nieświadomość. Tak naprawdę jesteśmy w stanie budować nowe wyobrażenia z elementów, które są w jakiś sposób znajome. To tak jakby budować z klocków LEGO. Używamy wtedy znormalizowanych kształtów do stworzenia zupełnie nowej formy. Wyobraźnia pozwala nam przeskoczyć to, co narzucone odgórnie i spojrzeć zupełnie pod innym kątem. Mając do dyspozycji klocki LEGO, staramy się raczej dostosować TO, co chcemy z nich zbudować do ICH kształtu wyjściowego… Genialna wyobraźnia nie zawaha się przed ich połamaniem, czy nawet sproszkowaniem, jeżeli to będzie konieczne. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet w tak przeobrażonych formach wyjściowych pozostanie jakaś wspólna, najmniejsza niepodzielna cząstka. Coś podobnego do fonemu w wyrazach. Posługując się wyobraźnią, korzystamy z pewnego alfabetu i zasobu symboli, ikon. Cytujemy, kopiujemy, wklejamy w nieskończoność, chociaż często efekt jest tak samo dziwaczny jak w zabawie surrealistów “Wyborny trup”.

Nie wolno nigdy zapominać, że umiejętne wykorzystanie wyobraźni to przede wszystkim wielka władza. Nasza wyobraźnia może bowiem zostać wymierzona w nas samych niczym najcelniejsza broń. To wyjaśnia, dlaczego kat, zanim przystąpił do dzieła, jako swoiste preludium do mającej nastąpić kaźni, stosował pokaz swojego instrumentarium. Prezentacja narzędzi tortur poparta dobitnym, poruszającym wyobraźnię, opisem ich zastosowania i działania w zetknięciu z miękkim, wrażliwym ludzkim ciałem, często wystarczała, aby skazaniec stał się nagle niezwykle elokwentny. To uzmysławia, dlaczego kary cielesne wykonywano publicznie. Publiczna chłosta, wbijanie na pal, wieszanie, palenie na stosie…Wszystko to po to, aby ludzie mogli łatwo WYOBRAZIĆ sobie, jak to jest i jakie są konsekwencje nieprzestrzegania prawa. Wyobraźnia to potęga. Dlatego władza równa się umiejętności sterowania masową wyobraźnią. Bazują na tym wielcy tego świata i media masowe.

Próbując odpowiedzieć na pytanie, czym jest wyobraźnia, warto przypomnieć sobie opowiadanie Salvadora Dali, które napisał jako siedmioletni chłopiec, a streścić je można tak:

Matka przechadzała się z dzieckiem po plaży w piękną czerwcową noc. Niebo było cudowne, widać było spadające gwiazdy. Dziecko złapało jedną z gwiazd w dłonie. Po przyjściu do domu umieściło żarzącą się gwiazdę na nocnym stoliku, pod odwróconą do góry dnem szklanką. Rankiem dziecko obudziło się i… przerażone krzyknęło. Jego gwiazdę przez całą noc toczył robak!!! Tym właśnie jest WYOBRAŹNIA.