Mam umiarkowaną moc wróżebną

Wywiad z Piotrem Rowickim

Rozmawia Karolina Błachnio

Zacznę od tego, że niczego nie pamiętam i jak będzie trzeba, wyprę się wszystkiego.

Był sobie chłopiec

Wątkiem pana twórczości jest mierzenie się chłopca ze sobą – kształtowanie się jego siły, poznawanie własnych ograniczeń i przekraczanie ich. Taki Marek w opowiadaniu o E2rdzie, który sam siebie zadziwia, gdy nagle z pewnością przemawia do tłumu. Jasiek w sztuce „Jasiek i… strachy”, który mówi, że czasem jest „Naprawdę odważny. Jak rycerz”, a innym razem „odzywa się w nim strachliwy zając”. Nie mam wątpliwości, że teksty te wypełnia chłopięcy świat przeżyć. Co chce pan przekazać chłopakom (i dziewczynom? Światu?) poprzez takiego bohatera? Zwłaszcza że nie karmi pan swoich bohaterów mądrościami typu: „bądź mężczyzną, nie mazgaj się”…

Zacznę od tego, że niczego nie pamiętam i jak będzie trzeba, wyprę się wszystkiego. A konkretnie chodzi mi o taki zabieg psychiczny, który się na mnie dokonuje sam, że gdy przestaję nad czymś pracować, coś tworzyć, stawiam ostatnią kropkę, to robi się w mózgu reset. Aby odpowiedzieć na zadane mi pytania, zmuszony zostałem do ponownego przeczytania mojego odcinka opowiadania o E2rdzie. No i nie poznaję, nie rozumiem, po co to napisałem i dlaczego, oraz co miałem na myśli.

Oczywiście nieco przesadzam. Chcę tylko powiedzieć, że autor nie jest najlepszym interpretatorem własnej twórczości – jest najgorszym. Nie ma dystansu, zwykle jest zakochany w swoim pomyśle i swoich jakże pięknych i zgrabnych literkach. Wyleczyłem się z tego w teatrze, gdzie nożyce do ostatniego dnia, czyli do premiery, są największym przyjacielem autora. Po tym przydługim wstępie spróbuję odpowiedzieć. Pokazuję chłopięcy świat przeżyć, bo to mój świat, który gdzieś tam we mnie tkwi zakodowany i kiedy tylko ma taką możliwość, próbuje wyciec, wydostać się i pokazać. W tym świecie jest wszystko, a najsilniejsze są te przeżycia trudne, czyli mierzenie się ze sobą, z własnymi ograniczeniami, strachem, wątpliwościami.

I jest też w nim taka autotematyczna wątpliwość (czy też strach): czy mogę mieć wątpliwości, czy mogę czuć strach i na ile? Pytam trochę o pana, trochę o Jaśka. Bo ten Jasiek, jak rozumiem, do pewnego stopnia jest pana emanacją.

Jest i nie jest. Nie byłem szczególnie strachliwym dzieckiem, raczej wrażliwym niż bojaźliwym. Jeśli chodzi o wątpliwość, to się podpisuję. Wątpliwość towarzyszy mi cały czas. To dość przydatna cecha w twórczości, w życiu nieco mniej. Jasiek jest moim pomysłem w tym sensie, że ja dostałem jako pierwszy zadanie wymyślenia bohatera, którego potem inni autorzy będą rozwijać i kontynuować. Takie zbiorowe tworzenie było dla mnie czymś nowym – „Jasiek” i „E2rd” powstali w wyniku twórczego szału gromady autorów. Jakie są tego skutki, niech ocenią czytelnicy.

Czy coś by pan wyciął tymi teatralnymi nożycami z opowiadania o E2rdzie, coś dodał, coś przekleił w inne miejsce?

Już to zrobiłem. Tekst, który dostarczyłem, nie był pierwszą wersją, ale przeszedł kilka cięć i poprawek. Historia E2rda toczy się dość wartko, więc raczej jeśli już, to można ją bardziej rozwijać niż ciąć. Ważne, żeby „E2rd” nie przynudzał, bo wtedy nic już się nie da zrobić.

Anatomia strachu

Demontuje pan strach Jaśka, rozpracowuje go pan. W Jaśku jest i Rycerz (czyli odwaga), i Zając (kojarzony ze strachliwością). Mieszka w nim też Strach zdominowany przez żonę — Szafę. Strach pracuje na tzw. śmieciówce, a Szafa stwierdza, że straszenie na cmentarzu na ćwierć etatu jest nie na jego nerwy. W końcu Strach zwraca się o pomoc do Jaśka. Dochodzimy do momentu, w którym Jasiek jest Strachem po prostu zniecierpliwiony. Jakie jest sens dokonywania takiej anatomii strachu? Chodzi o to, żeby zobaczyć swój strach? Obejrzeć ze wszystkich stron, poznać go, nie wypierać i złamać jego kod?

Wszystkie te działania mają jeden cel – oswojenie strachu. Mówi się, że dzieci lubią się bać. Coś w tym na pewno jest, wystarczy zobaczyć, jak wygląda zestaw filmów na kanałach dziecięcych. Straszne i przerażające historie z dziwnymi i odstraszającymi bohaterami mają największe wzięcie. Z drugiej strony wydaje mi się, że to jest trochę bardziej skomplikowane, dzieci nie tyle lubią się bać, co chcą w ten sposób uporać się ze swoimi lękami. To mogą być różne rzeczy, nazwane, nienazwane, czasem jest to czarownica na miotle, a czasem obślizgłe nie wiadomo co. W tym wszystkim tak naprawdę chodzi o oswojenie się z lękiem przed życiem, który każdy w sobie ma. Dorośli też z jakiegoś powodu uwielbiają horrory, thrillery i różne inne koszmary. To zdrowa reakcja obronna organizmu. Literatura odgrywa w tym całym procesie funkcję wspomagającą.

Ja a system, tłum

Jasiek i Marek stykają się z systemem, polityką, niezadowolonym tłumem, ich dynamiką. Mamy Komisję UE , która wprowadza regulacje dotyczące nazwy „duch” (jest „zastrzeżona dla zamków szkockich i angielskich”) i „wytyczne co do stroju” duchów. Pojawia się niepokojące zdanie: „wróble trzeba ewidencjonować, bo wróbel czuje się anonimowy, czyli bezkarny”, a w końcu pada określenie „ostatecznie rozwiązać kwestię wróbli w ogrodzie”. Po co chłopakom polityka, po co kontakt z szaroburym, ujednoliconym tłumem? Objaśnia pan rzeczywistość, rozmawia pan z systemem czy uczy odbiorcę jego obsługi?

To faktycznie może być niezrozumiałe dla najmłodszego czytelnika.

Nie sugeruję, że dzieci tego nie pojmą. Chodzi o pana intencję – po co?

Często w moich utworach są takie wstawki ze świata dorosłych. Myślę, że to jest taki moment, kiedy dziecko może zapytać rodzica, co to znaczy, o co chodzi. Jest szansa na nawiązanie jakiejś ciekawej rozmowy, interakcji, co jest jednym z podstawowych elementów budowania wzajemnych relacji i bliskości. Taki utwór jest bardziej żywy, ma drugie dno, a że nie wszystko jest jasne i wiadome od razu…? Czasem tak musi być. Rzeczywistość, w której żyjemy i w której żyją nasze dzieci, też nie jest jasna, łatwa i prosta. Takie wprowadzanie, oswajanie ma sens.

Naprawdę nie chciał pan przekazać dzieciakom żadnego sposobu na system, zasiać choć ziarna dystansu wobec niego?

Tak. Starałem się zasiać ziarno buntu i krytycyzmu, mam nadzieję, że padnie na podatną glebę i plon będzie stokrotny.

Wyczuwam szyderstwo w tym „stokrotnym plonie”! (śmiech) Co by było pożądanym plonem według pana? Rewolucja, anarchia, społeczność świadomych obywateli, wolny rynek z ludzką twarzą lub bez niej, zniesienie państwa? Pisarze mają megamoc i intuicję, jeśli chodzi o diagnozowanie przyszłości społeczeństw czy cywilizacji. Co wróży Piotr Rowicki?

Krytycyzm i bunt przydają się wszędzie. Nie dam się wciągnąć w dyskusję polityczną i mam umiarkowaną moc wróżebną. Ogólnie, jak się temu wszystkiemu przyjrzeć – to znaczy polityce, światu, społeczeństwom, zmianom, które zachodzą – to pesymizm jest nieuchronny. Moją bronią jest humor, ironia, groteska i literatura. Literatura w sensie pisania, a przede wszystkim czytania. Na przykład dzienniki Andrzeja Bobkowskiego, polecam na każdą chandrę.

„Tak. Starałem się zasiać ziarno buntu i krytycyzmu, mam nadzieję, że padnie na podatną glebę i plon będzie stokrotny”

Więź, matka

Wydaje mi się, że jednym z ważnych tematów dla pana jest więź, problemy z nią, to, jak wpływa na każdego relacja z matką („Matki”). Jaka jest zwietrzała, wypłukana, nijaka w środowisku wielkiego miasta („Dziewczyny do wzięcia”). Coś jest nie tak z tą więzią w świecie zachodnim. Co sztuka może zrobić w tej sprawie poza samym pokazywaniem tego, co nie działa? Czy samo uświadamianie odbiorcy wystarczy? Odziera pan matki z niby-należnej im z góry czci (w „Matkach”), ale mam wrażenie, że jednak robi to pan z empatią. Może to jest droga?

Temat „matki”, który podjąłem w mojej sztuce w dość przewrotny sposób, zrzucając ją z piedestału, oskarżając, a jednocześnie broniąc, jest jednym z takich tematów – odwiecznych, podstawowych, uniwersalnych, które podejmują
nie tylko twórcy, i nie tylko u nas. Relacja (albo i jej brak) z kimś, kto wydał nas na świat, to problem na dłuższą rozprawę. I to nie dla autora sztuki, a raczej dla filozofa, psychologa, a także psychiatry. Pisząc sztukę, nie przewidywałem, jaki będzie jej odbiór, jakie będą reakcje widzów. Widzę, że są one różne, często zaskakujące, od złości po ulgę i radość, że ktoś wreszcie nazwał i wypowiedział to, o czym „ja też myślałem”. Powtarza się jedna reakcja: po wyjściu z teatru ludzie sięgają po telefon i dzwonią do… matki.

Temat rzeka. Może nie ucieknie pan od pytania o to, dlaczego jednak broni pan matki?

Być może bronię, to chyba naturalna reakcja. Temat relacji matka–dziecko jest bardziej skomplikowany, niż nam się wydaje. Nie da się po obejrzeniu mojej sztuki powiedzieć, czy tak naprawdę bronię matki, czy pokazuję toksyczne
relacje, które niszczą dzieci, czy w ogóle wywracam cały ten matkologiczny problem do góry nogami. Sztukę ogląda wiele osób i każdy trochę z innej perspektywy, mając inne doświadczenia. Tego się nie da ani zaprogramować, ani do końca przewidzieć.

Wieloaspektowe, zniuansowane przedstawienie tematu. Plus unikanie pokusy oceny. Czy tak można określić istotę pana metody tworzenia?

Nie mam jakiejś jednej gotowej metody. Od kilku lat właściwie literaturą dziecięcą się nie zajmuję, wciągnął mnie teatr i to raczej ten dorosły. Piszę tak, jak chcę, jak potrafię najlepiej i przeważnie o tym, co mnie interesuje.

Ale kosmos

Dlaczego E2rd ląduje w kosmosie, w czarnej dziurze? Czemu z Niesporczakiem? Wygląda to na czysty eskapizm! Porzucamy przecież świat ludzi i planetę Ziemię.

Pisanie „E2rda” było o tyle trudne, że trzeba było na starcie wejść w czyjąś wymyśloną i zaprojektowaną już historię. Ale uważam, że E2rd to doskonale i bardzo współcześnie skrojony bohater. Niby takie nic, a jaka bogata przeszłość,
ile traum, problemów. Niby kilka kresek, a proszę, ile może się wydarzyć. Nie uważam, żeby w kreowaniu dziejów E2rda było uzasadnione wprowadzenie jakichś ograniczeń czasowych, przestrzennych. To groteskowa historia i porzucenie przez E2rda Ziemi nie jest niczym szczególnym i trudnym do wytłumaczenia. Czarna dziura to bardzo zagadkowe i tajemnicze miejsce, dzieci uwielbiają takie tajemnice, dorośli zresztą też.

Książka PT. „e2rd” — autorstwa Katarzyny Bondy, Sylwii Chutnik, Julii Holewińskiej, Kamila Niewińskiego, Daniela Odii, Maliny Prześlugi, Piotra Rowickiego, Przemysława Rozenka, Marii Wojtyszko — do kupienia w księgarniach i na stronie www.tashka.pl

 


Piotr RowickiPiotr Rowicki – Kiedy Piotr Rowicki posyła komuś swój biogram, biogram zwykle wraca, gdyż jest zbyt krótki i za mało ciekawy. Niestety, Piotr Rowicki nie pamięta żadnych ciekawych wydarzeń, o które warto by ów biogram poszerzyć. Długo się zastanawia, a potem kopiuje jakiś ciekawy biogram, długi, pełen sukcesów i gwałtownych zwrotów akcji; taki biogram również wraca z adnotacją, że jest mało prawdopodobny. Wiadomości o Piotrze Rowickim są sprzeczne. Wiadomo, że ma jakieś wykształcenie, ale nie wiadomo, czy jest ono mu do czegoś potrzebne i czy potrafi z niego skorzystać. Wiadomo, że Piotr Rowicki coś pisze, ale nie wiadomo, czy ktoś to w ogóle czyta. Są też pewne poszlaki, że ma coś wspólnego z teatrem, ale który to teatr i co w nim robi, nie da się tego precyzyjnie ustalić. W każdym razie nie jest aktorem, jeśli już – to bardzo mało popularnym.