Wakacyjne dyktando Pani Sowy

Dyktando ukazało się w 4. numerze FIKI

Tekst: Agata Hołubowska
Opracowanie plastyczne: Katarzyna Kucharska

Na g(ó/u)rskim szlaku.

Sierpień i w(ż/rz)esień są doskonałymi miesiącami do tego, by u(ż/rz)ądzić wycieczkę w g(ó/u)ry. (Ch/H)oćby w te najbli(ż/rz)sze i tylko na dwa dni. Jednak zanim się w nie wybie(ż/rz)emy, m(ó/u)simy pamiętać o kilk(ó/u) (ż/rz)ecza(ch/h). Po pierwsze, pogoda w g(ó/u)ra(ch/h) bywa kapryśna, więc t(ż/rz)eba spakować takie (ó/u)brania, kt(ó/u)re będą pasowały do ka(ż/rz)dej a(ó/u)ry: k(ó/u)rtkę p(ż/rz)eciwdeszczową, dobre, najlepiej g(ó/u)rskie b(ó/u)ty z mocną podeszwą i ciasno opinające kostkę, wygodne dł(ó/u)gie spodnie i kr(ó/u)tkie spodenki, kosz(ó/u)lki z dł(ó/u)gimi i kr(ó/u)-tkimi rękawami, ciepłą bl(ó/u)zę l(ó/u)b polar, „oddy(ch/h)ające” skarpetki, czyli takie, w kt(ó/u)ry(ch/h) stopy nie będą się zanadto pociły, bo gdy w b(ó/u)ta(ch/h) pojawia się wilgoć, łatwo o obtarcia i podra(ż/rz)nienia. Dop(ó/u)ki ście(ż/rz)ka wiedzie przez las, dop(ó/u)ty nie m(ó/u)simy się o nic martwić. Go(ż/rz)ej będzie, jak wyjdziemy na otwartą p(ż/rz)est(ż/rz)eń, polanę, czy połoninę l(ó/u)b znajdziemy się w wy(ż/rz)szy(ch/h) partia(ch/h) g(ó/u)r, gdzie już nie rosną d(ż/rz)ewa, a słońce mocno oper(ó/u)je. W takiej syt(ó/u)acji łatwo o pora(ż/rz)enie słoneczne (czyli (ó/u)dar), jeśli naszej głowy nie (ch/h)roni odpowiednie nakrycie.
Dr(ó/u)gą sprawą jest plecak. Nawet, jeśli będziemy wy(ch/h)odzili tylko na kilk(ó/u)godzinne wędr(ó/u)wki, warto zadbać o to, by szelki obcią(ż/rz)onego prowiantem baga(ż/rz)(ó/u) nie wpijały nam się w ramiona. T(ż/rz)eba te(ż/rz) pamiętać o tym, by cię(ż/rz)ar rozło(ż/rz)yć r(ó/u)wnomiernie, aby nie okazało się, (ż/rz)e coś nas „p(ż/rz)egina” na jedną stronę. Jeśli j(ó/u)(ż/rz) o prowiancie mowa: dob(ż/rz)e mieć p(ż/rz)ygotowane kanapki, czekoladę i koniecznie coś do picia. Nie p(ż/rz)y ka(ż/rz)dym szlaku stoi s(ch/h)ronisko, w kt(ó/u)rym mo(ż/rz)na coś zjeść i odpocząć. Nie zapomnijcie o latarce – nigdy nie wiadomo, kiedy mo(ż/rz)e się p(ż/rz)ydać. I wreszcie mapa: powinna być nowa (z naniesionymi najświe(ż/rz)szymi zmianami), dokładna i pokaz(ó/u)jąca szlaki. Mapa bardzo d(ó/u)(ż/rz)o nam „powie” pod war(ó/u)nkiem, (ż/rz)e na(ó/u)czymy się ją „czytać”. Warto skr(ó/u)p(ó/u)latnie p(ż/rz)eanalizować jej legendę, by wiedzieć, co oznaczają poszczeg(ó/u)lne symbole. Polecam p(ż/rz)yj(ż/rz)enie się poziomicom: wskaz(ó/u)ją one wysokość terenu. Im gęściej są rozło(ż/rz)one, tym wzniesienie ma bardziej stromy stok. Wprawnym t(ó/u)rystom p(ż/rz)yda się tak(ż/rz)e kompas, ale i nim t(ż/rz)eba (ó/u)mieć się posł(ó/u)giwać.
W Polsce nie ma bardzo wysoki(ch/h) g(ó/u)r, jednak jeśli zamie(ż/rz)acie wybrać się na p(ż/rz)ykład do Wło(ch/h), A(ó/u)strii, czy Słowenii, to m(ó/u)sicie wiedzieć, i(ż/rz) tam pewne szlaki noszą nazwę via ferrata, co po polsku mo(ż/rz)e b(ż/rz)mieć „(ż/rz)elazna perć”. Wyznaczone są stalowymi linami, drabinkami i stopniami. Do i(ch/h) p(ż/rz)emie(ż/rz)ania pot(ż/rz)ebny jest kask i up(ż/rz)ą(ż/rz) wspinaczkowa, sł(ó/u)(ż/rz)ące do a(ó/u)tosek(ó/u)-racji. Ale to jest j(ó/u)(ż/rz) z(ó/u)pełnie inna (ch/h)istoria…